wtorek, 26 czerwca 2012

Sposób na nocnik

Od jakiegoś czasu, odbierając młodą ze żłobka, dostawałam razem z córcią mokre ciuszki.Raz, drugi, trzeci...Co jest? Zapytałam i dowiedziałam się, że Wiki wraz innymi dziećmi sadzana jest na nocnik. A że z niej wiercipięta to bez przerwy wstaje z nocnika i wtedy zdarzają się własnie te mokre wpadki.
Skoro w żłobku sadzają, to ja też będę. wyciągnęłam zatem z lamusa Mateuszowy nocnik i do dzieła.
Widać było, że Wiki zasadę zna, ale faktycznie, kilka sekund i już wstawała i zaczęła kombinować.




Jak się okazuje siedzenie na nocniku jest nudne, więc trzeba repertuar nocnikowych pozycji wzbogacić

piątek, 22 czerwca 2012

Wzburzona

Może niektórzy będą zdziwieni, że to dopiero teraz, że tak późno, a czemu jeszcze nie... Ale tak, dopiero teraz Wikusia będzie ochrzczona. W poniedziałek idę załatwić formalności z pełną dokumentacją i jeżeli niespodziewanych przeszkód nie będzie, to 1 lipca chrzcimy.
Skąd taki wstęp? Ano stąd, że wczoraj, na fb zadałam pytanie w pewnej grupie, dotyczące ozdoby główki na chrzest mojej małej. Jedna z osób wykazała, powiedzmy, że niezdrową ciekawość, dlaczego tak duża dziewczynka nie została jeszcze ochrzczona. Wywołała tym burzę. Czy gdziekolwiek jest napisane w jakim wieku powinien odbyć się chrzest? Jak byłam u księdza z prośbą o chrzest w nietypowym terminie i byłam z dziećmi to słowa nie powiedział na temat wieku małej. Więc dlaczego u licha ktoś ma jakieś ale? Co kogo obchodzi kiedy? Jakaś przyczyna tego stanu rzeczy jest, ale to nasza i tylko nasza sprawa...Wzburzyłam się nieziemsko, więc zanim odpowiedziałam wścibskiej dziewczynie musiałam najpierw ochłonąć, żeby za dużo nie napisać.

Oczywiście pisząc to znowu się nakręcam, więc przejdę do rzeczy przyjemniejszych, czyli to co kobiety lubią najbardziej. Zakupy!
W związku z planowanymi chrzcinami trzeba było ubrać kobietkę malutką i tą "troszkę" większą. Przy okazji też na tę okoliczność zostały również zakupione spodnie Mateuszowi. W jego posiadaniu są tylko jeansy i bojówki, a także spodnie dresowe. Jakby nie patrzył żadna z tych par spodni na takie okazje się nie nadaje, stąd decyzja o zakupie.
I, jak to najczęściej bywa, decyzja zapadła, na następny dzień M. zabrał Mateusza do 5.10.15 i spodnie kupił. Żadnego biegania po sklepach, przymierzania, marudzenia, że tu za luźne, tam za ciasne. Weszli, zobaczyli, zakupili. Zazdroszczę:)
Natomiast ja wyruszyłam na poszukiwanie sukienek. zarówno dla Młodej jak i dla mnie. Oczywiście pierwsze kroki skierowałam do sklepów oferujących odzież typowo do chrztu i mało nie zemdlałam na widok cen. O nie, nie...150,00 zł na jeden raz to przegięcie. Zaczęłam przebieżkę po pozostałych sklepach i trafiłam prześliczną, skromną sukienusię w coccodrillo. Moja miłość urosła po tym jak zerknęłam na metkę, bo okazało się, że jest wyprzedaż tychże sukienek, kosztowała całe 39,00 zł!

Ok, mała sukienkę ma, przymierzyłam w domu i wygląda świetnie, ale jak się pochyli to kuka na nas hipcio z pieluszki, więc przydałoby się jej założyć jakieś majtuchy. I tu jest problem, bo w żadnym sklepie takowych nie ma. Nawet na allegro nie znalazłam...Wrr...Szukam dalej.

Sobie natomiast zakupiłam sukienkę, jak to określił mój M. z firanki. w kolorze  turkusowym, ewentualnie morskim , jak kto woli.


Zdjęcie wątpliwej jakości, ale mniej więcej wiadomo o co chodzi. Mimo, ze jestem osóbką plus size, to w tej sukience czuję się świetnie. Oczywiście gorset obowiązkowy.

Wracając jeszcze do wczorajszej prośby na fejsbuku odnośnie ozdoby na główkę córeczki, to stanęło, że albo spinka, albo opaska. Bo szkoda pod kapelusikiem chować Wikusi czuprynkę.



moja psotnica.




środa, 20 czerwca 2012

Niespodziewanie

Dawno mnie nie było. Trochę przemyśleń, poszukiwań,aż w końcu wykonałam ruch i podjęłam decyzję. I o tym chciałam dziś pisać, ale opis podjętej przeze mnie decyzji musi poczekać...niestety.
Mati oglądał bajkę na komputerze. Po pół godzinie przyszedł i powiedział, że boli go uszko. W pierwszej chwili pomyślałam, że może źle założył słuchawki. Jednak ból nie mijał, a on stał się płaczliwy. Dotknęłam czoła...gorączka! Na dworzu zaczął padać deszcz, Wiki powoli stawała się senna i marudna, więc do lekarza iśc nie mogłam. Dałam mu przeciwbólowo Ibalgin, a do uszka Dicortineff. Położył się i po kilkunastu minutach zasnął. Wiki zaczęła domagać się piersi i przy niej również i ona zasnęła. Na śpiąco przebrałam ją w piżamkę. Wygląda na to, że dziś Święto Brudasów, ale kto by się takimi drobiazgami przejmował.
A żeby za łatwo nie było to jeszcze i ja przeziębiona jestem. Głowa mi pęka. Sama z dwójką dzieci muszę sobie poradzić, bo M. w trasie. Dziś wieczorem na szczęście zjeżdża, więc w razie potrzeby pojedzie z Matim na doraźną. Nie cierpię choróbsk!

niedziela, 3 czerwca 2012

A wszystko przez...

Dawno mnie nie było. A dlaczego? A bo sobie czytałam. Prawie nie zerkałam na komputer, nie mówiąc już o czytaniu w internecie czegokolwiek. Czytałam tradycyjne, papierowe książki, bo tylko one, kiedy mam wolną chwilę, są w stanie odciągnąć mnie od komputera, który jest moją główną rozrywką w czasie przeznaczonym tylko dla mnie. Co mnie wciągnęło aż tak? Odkryłam książki  Ricka Riordana. Niby młodzieżowa półka, ale z ciekawości wypożyczyłam i...wsiąkłam. Przeczytałam trzy, z różnych serii, ale nie mogłam się oderwać. Przygoda, magia, mitologia, akcja, tempo...to coś dla mnie. Jutro wybieram się po kolejne tomy jednej z serii. Zatem dzisiaj, kiedy M. w trasie, dzieci śpią, buszuję sobie po internecie.

Miniony Dzień Matki był dla mnie podwójnie przyjemny, bo dostałam od swoich pociech laurki (w większości wykonane wprawdzie przez panie w żłobku), a Mati uraczył mnie znanym i mi z dzieciństwa, wierszykiem "Mamo, mamo cóż ci dam..." Powiedział bez zająknięcia, choć troszkę się przy tym śmiał, więc niektóre wyrazy troszkę niewyraźne, ale serducho moje i tak wymiękło i się wzruszyło.

Na Dzień Dziecka zdecydowałam się zakupić Mateuszowi jednak książkę, o której wspomniałam w poprzednim poście "Naciśnij mnie" I rzeczywiście książka ta wzbudziła w moim synku wielką ciekawość. Czytana była już wielokrotnie i niezmiennie wzbudza śmiech i radość z kropek.












Jednak dzień przed Dniem Dziecka dzieci w żłobku rysowały co chcą dostać na prezent. Nie musiałam nawet zerkać, żeby wiedzieć co było narysowane. I nie myliłam się, Mati, z pomocą żłobkowej cioci narysował auto. Szybka konsultacja z M. i dokupiliśmy Zygzaka, a dla Wikusi sorter Disneya, książka zaś jest prezentem wspólnym obojga. Wprawdzie młodsza jak tylko zostanie z książką sam na sam, to namiętnie próbuje ją skonsumować, ale na szczęście jeszcze jej się to nie udało i książka ma szansę przetrwać dłużej.

Tak pokrótce streściłam dwa najważniejsze wydarzenia, które miały miejsce od ostatniego postu, ale również dzień dzisiejszy obfitował w atrakcje. Zwłaszcza dla dzieci, bo dziś wybraliśmy się rodzinnie na tzw. "kulki". Ale była zabawa...Ja oczywiście biegałam z aparatem

































Muszę przyznać, że ta sala zabaw zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przede wszystkim wielkością. Na pewno będziemy tam stałymi bywalcami.