środa, 23 maja 2012

Pierwsze zebranie i dylematy prezentowe

Mam za sobą pierwsze zebranie. Przedszkolne zebranie. Póki co uwag nie mam żadnych, szkoda mi tylko, że Młody został rozdzielony ze swoją grupą żłobkową, bo większość z jego kolegów i koleżanek ze żłobka trafiła do innej grupy. Okazało się bowiem, że będą dwie grupy trzylatków.
Obejrzałam, a raczej obejrzałyśmy z pozostałymi mamami  salkę do której nasze dzieci będą uczęszczać. Salka jak salka. Żadnego "wow" nie zanotowałam.
W czasie gdy ja byłam na zebraniu, mój M. wraz z dziećmi buszował na placu zabaw, który to plac zabaw znajduje się na przeciwko przedszkola właśnie. Sądząc po wyglądzie dziatwy, zabawa była przednia, a ubrania prosto z dworu trafiły do pralki. Dzieciom też by się przydało, ale zbuntowały się i skończyło się na umyciu rąk, a dopiero przed spaniem reszta.
Aaa i żeby nie było, jeszcze na placu zabaw wypiełam dumnie pierś i moją córcię nakarmiłam. Mimo sporego zagęszczenia ludnością płci i wielkości wszelakiej, nikt mi zgorszonych spojrzeń nie rzucał, a wręcz przeciwnie, jak już kto spojrzał to się jedynie sympatycznie uśmiechnął i tyle.
Chłodno się zrobiło zatem zabraliśmy majdan w postaci naszych potomków i udaliśmy się do domu.
Młodzież, o dziwo, zabawiła się sama ze sobą, M. poszedł spać(bo jechał w trasę), a ja zaczęłam buszować po necie i zastanawiać się nad prezentami na Dzień Dziecka. Mam dylemat, zwłaszcza co Mateuszowi, bo waham się między:

- książką "Naciśnij mnie" Hervé Tullet




Książeczkę tą na swoim blogu polecała Wiola, dzięki której o tej książeczce się dowiedziałam. Znalazłam jeszcze na "YouTube" filmik 



Kto by pomyślał, że kolorowe kółka na papierze potrafią sprawić dzieciom ogromna frajdę :)).


- a grą. Grą komputerową, którą to znalazłam na stronie bimbambom.pl




Tytuł gry mówi sam za siebie:

"Bezpiecznie i wesoło, czyli co robić a czego nie robić, by sobie i innym krzywdy nie zrobić."

Gra porusza tematy bezpieczeństwa, na punkcie którego ja mam praktycznie "fisia" dlatego się nad nią zastanawiam.

Oj, żeby w życiu mieć tylko takie dylematy.

Jak myślicie, który prezent mojemu , już niedługo, przedszkolakowi?


poniedziałek, 21 maja 2012

Niedzielnie, upalnie, rodzinnie i...

Pogoda wczorajszego dnia spisała się na medal. Grzechem byłoby ten dzień spędzać w czterech ścianach, wiec wybraliśmy się na długi spacer. W zasobach obuwniczych mojej córci nie było sandałków, więc w trybie natychmiastowym należało uzupełnić brak. Dobrze, że CCC otwarte i nawet udało mi się kupić buciki w rozsądnej cenie, bo za całe 19,99 zł.
Mając sandałki na nóżkach, mała mogła sobie śmigać troszeczkę na własnych kończynach, a nie tylko zerkać z wózka na rowerowe wyczyny brata.




























Było, ciepło, miło i przyjemnie do momentu...kiedy nie zauważyłam swojego odbicia w szybie, a M. nie powiedział mi, że nie pstryknie mi fotek, bo się w kadrze nie zmieszczę:(.
Prawda jest brutalna. Jestem gruba!
Czy ja już wcześniej o tym nie wspominałam? Niestety, wspominałam. Jakiś rok temu. I jak wtedy usprawiedliwiałam się urodzeniem miesiąc wcześniej dziecka, tak teraz nie mam żadnego usprawiedliwienia. Zwyczajne "niechcemisię"
Jednakże mój odbity wizerunek w szybie zdecydowanie mi się nie spodobał, postanowiłam zatem poćwiczyć razem z Ewą Chodakowską, której to płytę w domostwie swym posiadam. Plan jest na dzisiaj, bo jutro nie wiem czy zwycięży "zapał" czy "niechcemisię". Oby jednak zapał.



sobota, 19 maja 2012

Postępy

Moje maluchy rosną. Fakt jest faktem i nie da się tego zatrzymać. Chyba, że w kadrze, ale przecież słów nie uchwycę.  Synek mój, po kilkudziesięciu próbach wytłumaczenia i nauczenia, wreszcie zaczął wymawiać "K". Jednak stare nawyki dominują i przeważnie nadal mówi "tocham", "tlucz", "tfiatti" czy wreszcie "Itoria" wymawiając imię siostry. Oczywiście od razu reaguję wymawiając wyraz poprawnie. Czasem "zaskoczy", że należy poprawić, a czasami przytakuje mówiąc "tat", co oznacza potwierdzenie, że go dobrze zrozumiałam.
Zaczął też wymawiać literkę "R", z czego jestem bardzo dumna. Jeszcze zmiękczona troszeczkę, jeszcze nie we wszystkich wyrazach, ale jednak jest słyszalna. I tu, niestety, wyraz, w którym wychodzi mu owa literka najlepiej brzmi "turwa". Tak, tak...od kilku dni wyraz ten na nowo zagościł w słownictwie mego synka. Na szczęście brak reakcji powoduje, że mówi go coraz rzadziej. Oczywiście w tym wypadku niewymówionej literki "K"  się nie czepiam.
Wikusia natomiast nieporadnie zaczęła przesyłać słodkie całuski jak idzie z tatusiem i braciszkiem do żłobka.Za każdym razem się wzruszam jak to widzę :) Jednak największym zaskoczeniem było dla mnie, że wypiła kilka łyczków soczku prosto z kubka. Ja tu kombinuję z przeróżnymi niekapkami , a moja córcia ma je w głębokim poważaniu. Woli z kubka. Oczywiście pod nadzorem, powolutku, zanim pociągnie to najpierw troszkę dmuchnie powietrza czy wypluje, ale to nic. Trening przecież czyni mistrza, więc będziemy trenować. W związku z powyższym zamierzam zakupić kubek doidy




Skoro dziecię me samo się rwie do picia z kubka, to myślę, że w ten kubek warto zainwestować, bo niekapki wszelakie u nas nie zdają egzaminu.
Ze strony zabawkowicz.pl skopiowałam krótki tekst odnośnie owego kubka:

Brzeg pochylonego kubeczka z łatwością dopasuje się nawet do malutkiej buzi. Płyn będzie można podawać delikatnie unikając krztuszenia się dziecka. Większe dziecko samo z łatwością złapie za parę uszu i napije się bez niczyjej pomocy.
Cechy  produktu:

  • Umożliwia bezproblemowe pojenie niemowlęcia (od 3 miesięcy)
  • Łatwa kontrola ilości podawanego płynu
  • Ładne wykonanie i szeroka paleta kolorów
  • Ułatwia podawanie płynu w pozycji półleżącej
  • Można myć w zmywarce
  • Ciekawy projekt – zaintryguje dziecko i zachęci do ćwiczenia umiejętności samodzielnego picia
  • Produkt otrzymał rekomendacje: doradców laktacyjnych, pediatrów i położnych
  • BPA 0% - nie zawiera szkodliwego bispehenolu A i PCV
Nie wiem czy zdecydowałabym się podać dziecku trzymiesięcznemu, ale myślę, że roczne dziecko, wykazujące zresztą chęci, może z tego kubka skorzystać. Cena nie jest jakaś szczególnie wygórowana, bo od 22,00 zł, więc zamówię, a jak sobie Młoda radzić będzie to się okaże.

Na koniec kilka foteczek mojej Pippi, bo dziś troszkę zmieniłam Wikuśce fryzurkę, zamiast jednej palemki, ma dwie:)




Podczas gdy ja uganiałam się z aparatem za Wiktorią, niechętną do współpracy, co robił Mateusz?


Na fotkach widać "artystyczne" bohomazy moich potomków na ścianach. W planach jest malowanie. Ba! Nawet farba zakupiona, tylko na razie czekamy. Nie jestem pewna na co, ale czekamy. W końcu pewnie nadejdzie odpowiedni moment i i tatuś pomaluje ściany, tak, żeby odzyskały, przynajmniej na czas jakiś, jednolity kolor.

wtorek, 15 maja 2012

Głupota?

W sobotę kończy mi się wypowiedzenie. Choróbsko zaatakowało ze wzmożoną siłą, ale kilka rzeczy załatwić trzeba było, więc i z domu również musiałam wyjść. Od soboty do dziś M. nigdzie nie wyjeżdżał, wiec skorzystałam z okazji i wyskoczyłam na miasto załatwić co należy. Miasto nasze do szczególnie wielkich nie należy, więc chcąc, nie chcąc człowiek zawsze kogoś spotka. A, że te spotkania  dotyczyły godzin kiedy to powinnam pracować, to padało pytanie "A ty nie w pracy?" Jednakowe od kilku osób, jakby się umówili. "Nie, zwolniłam się" odpowiadałam, nie wchodząc w szczegóły. Miny osób napotkanych wyraźnie oznaczały dezaprobatę. Ba! Nawet usłyszałam tekst "Mnie nie stać, żeby się zwolnić, widać ty bogata jesteś", a także "Głupotę zrobiłaś. Tak ciężko teraz o pracę"
Jasne! Oczywiście, że jestem bogata. Pływam w luksusach i opływam w dostatki. A co! Ale głupia nie jestem. Jeśli coś mi nie pasuje, jeśli jest mi gdzieś źle to to zmieniam, bo z czasem może być jeszcze gorzej.

Jednakże te uwagi podkopały trochę mój optymizm i pozytywne nastawienie. A jeśli rzeczywiście zrobiłam błąd? A sio! Nie wolno mi tak myśleć!

niedziela, 13 maja 2012

Ale ten czas gna

Twórczo jestem nietwórcza. To co powinno być ogarnięte, nie ogarniam. Powód? Paskudny ból głowy, katar i pobolewające gardło moje, a także zgodne przeziębienie reszty rodziny. W związku z tym mój zapał do nowej pracy został chorobowo, chwilowo ostudzony i czeka na zdrowsze czasy.
Oczywiście wykombinowałam sobie, że jak nie "face to face", to przecież przez internet mogę pracować. Eureka! Oczywiście, że mogę! I w najbliższym czasie to uczynię.
Tylko niech mnie głowa przestanie choć troszkę boleć.
Mimo przeziębienia, dzieci roznosi energia, a Wiki ogłasza światu nowe umiejętności. Wczoraj zaskoczyła nas, a właściwie mnie tym, że wlazła na fotel rozkładany. Przyznam, że wrażenie to na mnie zrobiło. W końcu ma dopiero ukończony rok, no dobra, za 10 dni kończy 13 miesięcy.
Jeszcze nie ochłonęłam po wczorajszym wyczynie, a dziś kolejne zaskoczenie.
Młoda na przedpołudniową drzemkę zasnęła na naszym łóżku. Jak zawsze drzwi były od sypialni zamknięte, bo Młodemu nie można przetłumaczyć, żeby był ciszej, bo siostra zasnęła. Zatem zamknięte drzwi choć troszkę Mateusza wyciszają.
W związku z tym, że zapomniałam wczoraj o zakupach na dzisiejszy obiad (o czym ja właściwie myślałam?), to M. zabrał małego na  zakupy. Oni za drzwi, a ja za telefon do przyjaciółki, poplotkować. Gadulimy sobie w najlepsze kiedy usłyszałam jakieś stukanie, a właściwie łomot. Co to?
 W przypadku usłyszenia dziwnych odgłosów, kiedy nie ma dzieci w zasięgu wzroku, zawsze sprawdzam co z nimi.  Tym razem też tak było. Otwieram drzwi od sypialni, a za nimi stoi moja uśmiechnięta córeczka! Cholera, mała sama z łóżka zlazła! I źródło dźwięku się wyjaśniło, to Młodsza "pukała" w drzwi, żeby jej otworzyć :)
Oj rosną te dzieci, rosną i z każdym dniem zaskakują nas nowymi umiejętnościami.

wtorek, 8 maja 2012

Zabrakło

Jasny gwint. Zabrakło nam majtek. Konkretnie Mateuszowych gatek zabrakło. Wygląda na to, że w momencie kiedy pralka zastrajkuje u młodego występuje niedobór bielizny.
Właśnie. Wszystko przez pralkę, a właściwie to przez Mateuszka, a i ja chyba swoje dołożyłam. Kilka dni (tak, to już dni) temu wyciągałam z pralki pranie do rozwieszenia. Wiadomym jest, że wyciągając pranie muszę otworzyć drzwiczki. Młody brykał na całego, a próby uciszenia tylko go bawiły. Tak wariował, że w pewnym momencie wpadł do łazienki i wyhamował...dopiero na pralkowych drzwiczkach. Szlag trafił zawias.
W sklepach owszem, można kupić, ale na zamówienie i zaśpiewali powyżej 80,00 zł. Zgłupieli czy jak? Przecież za 600,00 to już pralkę kupić można. Zaczęłam zatem buszować w internecie i znalazłam coś podobnego. Ale czy to to? Niby numer seryjny się zgadzał, ale literka L wprowadziła lekki zamęt. Zaczęłam zatem korespondować z biurem handlowym tejże firmy. Pani uparła się na bardziej szczegółowe dane pralki niż tylko marka i model. Włażąc niemalże pod pralkę znalazłam też typ pralki, więc informację, moim zdaniem pełną, wysłałam na maila. I nastała cisza.
Dzwonię do M., który  był w trasie, że nie odpisują i nie wiem ryzykować i zamawiać? Koszt około 63 zł z przesyłką. M. zapytał czy nie mogłabym zadzwonić? Poszukałam kontaktu innego niż e- mail i okazało się, że sklep jest w Koszalinie. a wyprawę do tego miasta w celach służbowych M. miał na dziś zaplanowaną. Uff!
Niestety na miejscu nie mieli tej części, będzie na jutro, a że jutro M. nie ma to przyślą. Koszt transakcji... 43 zł z przesyłką. tak sobie myślę, że jakbym jeszcze podzwoniła to może by się na dwudziestu kilku złotych skończyło:))
Do czwartku muszę jakoś wytrzymać, a brakującą bieliznę małemu wyprać w rękach. Hmm...gdzie ja posiałam instrukcję obsługi prania ręcznego???

P.S. Dostałam maila zwrotnego, że"Niestety tego produktu nie ma już na stanie" znaczy się, że dobrze kombinowałam, bo wszystko wskazuje na to, że własnie tę część M. zamówił :))




poniedziałek, 7 maja 2012

Dziwne...

Jak postanowiłam, tak zrobiłam. 2 maja wysłałam pocztą, do centrali wypowiedzenie umowy, z zachowaniem dwutygodniowego okresu wypowiedzenia.W piątek skończyło się moje L4, a od soboty mam opiekę nad chorą Wiktorią.
I tu zaczyna się dziwne zachowanie od strony pracodawcy.
Po pierwsze: Dyrekcja nie odebrała wczorajszego wieczora telefonu ode mnie, gdzie chciałam poinformować, że mała chora.
Po drugie: Skoro przełożona nie miała ochoty ze mną rozmawiać, to wysłałam jej sms'a. Żeby nie było. W tym smsie poprosiłam o przesłanie na maila druku do zasiłku opiekuńczego. Zaraz 17:00, a reakcji zero.
Po trzecie: Jako, że dyrekcja mnie miała w głębokim poważaniu, wysłałam zatem skan zwolnienia do Centrali do sekretariatu, z prośbą o przekazanie do kadr oraz poprosiłam znowu o przesłanie mailem druku, żebym razem ze zwolnieniem mogła go odesłać do Centrali. I znowu nic.
Kompletna cisza w eterze. Nikt nie chce ze mną rozmawiać. Upewniło mnie tylko w tym, że dobrze zrobiłam zwalniając się z tej pracy.
W internecie znalazłam, że powinnam wypełnić druk Z-15. Mam nadzieję, że to ten druk. Wydrukuję, wypełnię i wyślę. Więcej nikogo prosić nie będę.

niedziela, 6 maja 2012

Majowy, długi weekend

Pogoda w ten majowy weekend słoneczna, ale chłodna i to bardzo. W większości czas spędziłam w domu, ze względu na chore gardło, ale 3-go maja wybraliśmy się na rodzinny spacer.
Wiki zajęła się obserwacją otaczającego ją świata, natomiast Mati trochę poużywał. Hitem okazała się koparka

Radość Młodego, że może kopać "popalą" nieopisana. "Zdradził" koparę tylko na moment na rzecz trampoliny, ale dość szybko mu się znudziło, wolał kopać w piłkach



Dziewczynka na zdjęciu to osoba przypadkowa, ale razem świetnie się bawili podskakując.

Wiki natomiast patrzyła, podziwiała oraz podejmowała samodzielną wędrówką w każdym kierunku byle w przeciwnym do tego, w którym my zmierzaliśmy.




Tego dnia temperatura podskoczyła na tyle, ze się porozbieraliśmy, ale i tak kurtki na wszelki wypadek były w zasięgu ręki. Z pogodą nad morzem nigdy nie wiadomo.