Wracam na łono blogosfery. Odzyskałam swoje wirtualne życie.
Powód?
Wreszcie został naprawiony stacjonarny komputer.
Dzień po urodzinach Mateusza zastrajkował.
Pokazał całkowity brak dostępu do internetu, a o śmieciach na nim sie znajdujących nawet nie wspomnę.
W każdym razie kolega, który sobie go obejrzał uznał, że lepiej zacząć od początku.
I dziś ten początek nastąpił.
Skopiowałam zdjęcia, filmy i kilka dokumentów, a reszta rach, ciach i nie ma.
Dzieci śpią, M. urzęduje na stacjonarce, a ja na laptopie twórczość radosną uskuteczniam.
Ze szczęścia to nie wiem gdzie włazić, co czytać, od czego zacząć.
Dzięki wifi internet działał na laptopie
Bo wyobraźcie sobie, że przez ponad dwa tygodnie dzielicie jeden komputer z całą rodzinką.
Od czasu do czasu, w tak zwanym międzyczasie wpadałam na fb, a nawet udało mi się kilkakrotnie coś na nim napisać. Czas jednak zdecydowanie miałam ograniczony, bo albo obowiązki domowe wzywały, a to M. coś musiał sprawdzić, Mati kłócił się z Wiką, że on chce grać, Wika zaś koniecznie chciała oglądać "Dorę". Sytuacje starałam się łagodzić i godzić dla wspólnego dobra. Opócz niewielkich spięć i napięć nic się nie działo.
Na szczęście Wikusia szybciej rezygnowała z bajki na widok obranych ziemniaków, które to w ramach pomocy taszczyła ze stołu do zlewu, co skrupulatnie wykorzystywał starszy braciszek włączając jakąś grę.
Wieczorami przed oblicze jaśnie laptopa zasiadał M.. Mnie pozostało rzucić od czasu do czasu tęskne spojrzenie i zatopienie się w lekturze...notatek do egzaminów, bo miałam dwa w miniony weekend.
Całe to zajście uświadomiło mi, że chcąc nie chcąc wszyscy lubimy internet i jak jest dostępny w ograniczonej formie, to lepiej żeby go wcale nie było. Mniej frustracji.
Czyżby znak naszych czasów?
Chyba tak, to taki znak czasów już.Ja po tygodniu bez internetu zacząłem świrować.Wszyscy jesteśmy podłączeni do tego Matrixa :)
OdpowiedzUsuń