Dziś wielu z nas odwiedzało groby swoich bliskich. My nie byliśmy wyjątkiem. Wprawdzie w okrojonym składzie, ale jednak.
Deszczowy poranek zakłócił chwilowo nasze plany, ale na szczęście na krótko.
Ze starszym synkiem wyruszyliśmy komunikacją miejską na cmentarz. Młodsza córcia została z tatą. Jeszcze jest niewyraźna, więc nie chciałam, żeby szła, bo pogoda sama nie wiedziała na co się zdecydować czy na słońce czy na deszcz.
W momencie kiedy Mati dowiedział się, że jedziemy na cmentarz, zaczął zadawać pytania.
Spodziewałam się tego, a nawet troszkę obawiałam jak przyjmie do wiadomości, bo nie ubarwiałam nic. Mówiłam o śmierci i pochówku, tak jak naprawdę to wygląda. Oczywiście nie rozwodziłam się nad tematem, tylko same konkrety.
Oczywiście pytań było dziesiątki, wraz z takimi, które wzbudzały moją wesołość np.
- A czemu świeczkę stwiasz u góry, a nie na dole?
- A kto to ta pani w okularach (zdjęcie widziane na nagrobku)
Po postawieniu kwiatów i zapaleniu zniczy na grobach bliskich udaliśmy się na miejski cmentarz wojenny, na grób posła Sebastiana Karpiniuka, który zginął w katastrofie smoleńskiej w 2010 roku oraz na groby dwóch pilotów, którzy zginęli w katastrofie samolotu CASA w styczniu 2008 roku.
Cały czas Młody zadawał pytania i, co dla mnie bardzo ważne, moje odpowiedzi go zadowalały. Nie wnikał, nie dociekał, krótką odpowiedź przyjmował do wiadomości.
Podsumowując. Święto zmarłych nie jest dla mnie dniem zadumy. To obowiązek, żeby się pokazać, świeczkę zapalić, ale czy w tym tłoku, hałasie można naprawdę popaść w zadumę. Mi się to nie udaje, wolę pójść w inny, mniej tłoczny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania