piątek, 5 września 2014

Mamo, a co było na zebraniu?

Pierwsze zebrania w przedszkolu mam za sobą.
Oczywiście sprawy organizacyjno-finansowe.
Darowałam sobie wypytywanie wychowawczyni Wiktorii jak radz sobie moja córka, bo po pierwsze widzę, że jest dobrze, a nawet bardzo dobrze, a po drugie wysoce prawdopodobne jest to, że pani jeszcze dzieci nie kojarzy. Chyba, że się któreś wybitnie czymś wbije w pamięć.
U Mateusza na zebraniu pitu, pitu o tym i owym. Szybko, zwięźle i na temat.
Tak naprawdę najwięcej czasu zajęła zbiórka pieniędzy, bo zdecydowana większość rodziców przygotowana była na wszelkie opłaty ubezpieczeniowo-grupowo-podręcznikowe.
Gdy ja na zebraniu, M. w pracy, to  dzieci u dziadków.
Wobec powyższego, po zebraniu, skorzystałam z okazji i siadłam zadkiem w ulubionym miejscu u moich rodziców czyli w kuchni i poplotkowałam troszkę z mamą moją osobistą.
Mati  krążył i krążył wokół mnie, aż w końcu zadał pytanie:
- Mamo, a jak było na zebraniu?
- Pani omawiała sprawy organizacyjne.
- Acha...A o mnie cos mówiła?
- O tobie? A, że raz jesteś bardzo grzeczny, a raz troche mniej.
- A o łazience mówiła?
Tu młody wzbudził moją ciekawość, bo żadnych wieści okołołazienkowych nie słyszałam.
- O łazience? Nie, a ty mi powiesz?
- Bo wiesz, my w łazience mamy takie zamknięcie na haczyk, żeby sie nie otwierało jak robimy siku. I my z K. zamknęliśmy się od środka, a potem wyszliśmy pod drzwiami, no wiesz, dołem. I następny kolega nie mógł hihihi, otworzyć drzwi, hihihi.
Mimo szczerych chęci nie utrzymałyśmy z babcią powagi.


Mój urwis