wtorek, 28 sierpnia 2012

Z serii: rozmowy z synkiem cz. 1

Wieczorową porą mamy z Matim zwyczaj snucia opowiastek. W większości są to historyjki stworzone z wydarzeń danego dnia plus kołysanka, którą koniecznie we dwoje musimy zaśpiewać. Dziś było nie inaczej, a że zbliża się przedszkole to delikatnie w historyjki wplatam opowieści o przedszkolu. Młody słuchał z zaciekawieniem, po czym skomentował:
- Wiesz mamusiu, jak będę duży, silny i ciężki (?) to pójdę do szkoły
- Oczywiście synku - odpowiedziałam, po czym jeszcze dodałam
- Skończysz jedną szkołę, drugą, a potem pójdziesz na studia 
- Na jakie studio? Studio Stodoła? - Mati wyraźnie był zaskoczony i zaciekawiony zarazem.
Nie wytrzymałam i zamiast dziecku odpowiedzieć to rechotałam w poduszkę.

Edit: Dla niewtajemniczonych: "Studio Stodoła" to program ekologiczny dla dzieci emitowany na kanale "Minimini+"

czwartek, 23 sierpnia 2012

Szkoda, że...

Od kilku dni, niemalże kilka razy dziennie, spotykam się z dowodami sympatii swoich sąsiadów. Jeszcze sąsiadów. Od kiedy powiedziałam dwóm osobom, że się wyprowadzamy, to wie już o tym wydarzeniu cała klatka. Kogo nie spotkam, to wszyscy wyrażają żal z powodu naszej wyprowadzki. Miło nam, że tak nas polubili, a  jeszcze bardziej jestem dumna, kiedy podkreślają wszyscy, no dobra, kobiety, jakim to wspaniałym i uczynnym mężczyzną jest mój M. Rzeczywiście sama ze dwa razy słyszałam jak sąsiadka do sąsiadki mówiła " Spytaj/ poradź się pana spod czternastki". Niejednokrotnie panie, które miały problem domowy, spotykając mnie pytały "Czy pani mąż mógłby...?" I M. jak mógł to pomagał. Ze mną podobno fajnie jest poplotkować, bo sąsiadki nie raz nie dwa zaczepiały mnie na pogaduchy, dodając na koniec, że ja taka zawsze uśmiechnięta jestem i mam życzliwy wyraz twarzy....Fajnie, że miło nas będą wspominać...
Mówiąc szczerze mi też szkoda będzie tych sąsiadów. Zdarzało mi się już w kilku miejscach mieszkać, ale takich sąsiadów jak tu nie miałam i pewnie nigdy mieć już nie będę. Wprawdzie większość sąsiadek wkroczyła już w wiek emerytalny, ale fajnie było z nimi pogadać i poradzić się czy w sprawach kulinarnych czy w kwestii wychowania dzieci. I co ciekawe, rozmawiając z paniami, które spokojnie mogły być moimi babciami, wszystkie przyznawały się, że czasem miały dość macierzyństwa i nawet jak zdarzyło mi się podnieść głos na synka, to mówiły i pocieszały, że mam dać sobie do tego prawo, bo nie jestem robotem...
Szkoda, że musimy pożegnać takich sąsiadów.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Dylematy

Troszkę mnie mniej na blogu i blogach, choć w wolnej chwili Was podczytuję. Jak wcześniej wspomniałam wyprowadzamy się, jednocześnie wprowadzając. Część rzeczy już popakowanych, choć zawsze mam problem, że może jeszcze nie pakować, bo się przyda tutaj.
Ze względów finansowych jesteśmy mocno ograniczeni zakupami, a tym samym muszę okroić pomysły, które mam w głowie z ich pierworodnych kształtów. Najbardziej ubolewam, że nie mogę umeblować pokoju dzieci tak jak bym chciała, tylko w ramach tego co jest, należy dorzucić to co jeszcze konieczne, a marzenia o tym co by się chciało odrzucić trzeba na czas bliżej nieokreślony.
Pierwsza wersja z łóżkiem piętrowym u mnie odpadła na przedbiegach ze względu na sympatię Wikusi do włażenia im wyżej tym lepiej, a nie mam zamiaru jakiegoś zawału zaliczyć, bo się komuś w Jysku piętrowe łóżko spodobało. Konkretnie oczywiście M. się spodobało i usilnie namawiał mnie do jego kupna. ale pozostałam nieugięta. Druga koncepcję wymyśliłam ja z dwoma  łóżkami, o takimi:


oba zdjęcia ze strony Allegro.pl
do tego biała komoda...itd.itp....Niestety kalkulacja kosztów pokazała, że nie damy rady, a zapożyczać się nie będziemy, bo to już ostateczna ostateczność, do której mam nadzieję, że nie dojdzie.
Tym samym wykorzystamy fotel rozkładany, który już jest, dokupując jedynie dla Wiktorki podobny.
Cóż, ta opcja najtaniej wyszła, choć mnie ona nie zadowala nawet w ułamku.
Teraz jestem na etapie poszukiwania pralki i tak włócząc się w poszukiwaniu, oglądając, czytając i z każdą pralką głupiejąc coraz bardziej, doszłam do wniosku, że ludzie, którzy pracują na dziale pralek, nie mają pojęcia co sprzedają. W jednym chciał mi gostek sprzedać Bosch'a pralkę za prawie 1300,00 zł, ale kiepskie parametry miała, które sama "dociekłam". W innym sklepie robiłam dwukrotne podchody i raz czekałam pół godziny aż pan mnie raczy zauważyć. Niestety nie zauważył mimo, że tajfun o wdzięcznym imieniu Mateusz piskiem i wrzaskiem zagłuszał muzykę płynącą leniwie z głośników i choćby z tego względu mógł zerkną z ciekawości w naszym kierunku. Niestety , mimo, że kilkukrotnie próbowałam pana zawołać byłam ignorowana nadal.. W końcu cierpliwość straciłam i oddaliłam się wściekle złorzecząc na obsługę.
Dziś zrobiłam podejście numer dwa i pan, który tym razem zareagował od razu, rozwalił mnie na łopatki, bo wymiękł przy pierwszym pytaniu o przycisk "child lock". Wytłumaczyłam o co mi chodzi, ale niestety pan nie za bardzo był zorientowany w temacie, więc zaczął chodzić i czytać kartki na pralkach w celach edukacyjnych. No cóż, czytać to ja umiem, chciałam porady. Zatem znowu wyszłam i nie zamierzam ponownie tam wracać.
Poszperałam w necie i znalazłam pralkę, która cenowo i częściowo parametrami mi odpowiada. Niestety brak danych o zużyciu wody i prądu, wiec siedzę i  myślę. Są jeszcze dwie nad którymi sie zastanawiam: nad taką i nad taką. Sklep oferujący pralki dostarcza je gratis co mi bardzo odpowiada. Siedzę zatem i myślę, zakładając, że w końcu coś wymyślę, a właściwie zdecyduję.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Zmiany

Czas na kolejne zmiany w naszym życiu. Tym razem mieszkaniowe. Właściciele mieszkania, które wynajmujemy chcą go sprzedać i to najlepiej w trybie pilnym. Zatem i my w trybie pilnym zaczęliśmy poszukiwać kolejnego mieszkania. Czas poszukiwań 10 minut :) Po informacji jaką otrzymałam wykonałam telefon do znajomej, która jakieś dwa miesiące wcześniej mówiła mi, że ma mieszkanie do wynajęcia, ale zaufanym osobom. Okazało się, że tacy się do dnia dzisiejszego nie znaleźli, kiedy zadzwoniłam ja. Osobiście obejrzałam mieszkanko w piątek, a dzisiaj już całą gromadą czyli rodzinnie. Mnie spodobało się od razu, bo ma swój klimat ponieważ mieści się w starej kamienicy. M. troszeczkę nosem pokręcił, ale i tak decyzja zapadła na tak ze względu na cenę.
Mamy zatem dwa tygodnie na ogarnięcie wszystkiego, bo od września już będziemy mieszkać gdzie indziej. Tu zostawiamy masę dobrych wspomnień i cztery lata naszego życia. Ale aby do przodu.
Przy okazji może ktoś podpowie jaki internet na linii TP. Czy orange czy lepiej jednak jakiś mobilny? Tu mieliśmy z naszej kablówki, ale tam niestety jej nie ma.

czwartek, 9 sierpnia 2012

A na "c*pce" dylu, dylu...

Robię młodzieży kolację i nagle słyszę, a mój Mati podśpiewuje sobie pod nosem
- A na "c*pce" dylu, dylu...a na "c*pce" dylu, dylu...
Nastawiłam ucho i słyszę...A na"c*pce" dylu, dylu...
Toż kurza melodia, wyraźnie słyszę tą c*pkę
Uznałam, że czepiać się nie będę tylko młodego, śpiewającego w kółko to samo jak zdarta płyta, wypytam.
- Mati, co to jest to c*pce?
- No c*pce, nie wiesz?
- Nie wiem, powiesz mi?
- Na nich się gra.
- A, chodzi ci o skrzypce! - dokonałam odkrycia wreszcie
- Tak, to nie wiedziałaś?
Generalnie wiem, że na skrzypcach się gra, ale te c*pce jakby mnie z lekka ogłupiły.


 PS. z dziwnych stron trafiają na mojego bloga stąd zmiana na gwiazdkę

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Osowiałam:)

Ostatnio mam fisia na punkcie sów. Podobają mi się bardzo i coś niecoś chciałabym dla siebie i dzieci mieć. Zresztą sowie motywy są bardzo modne. Dla siebie upatrzyłam ...a jakże, kubek!

zdjęcie ze strony kubeczki.com
I na tym swoje zachciewajki zakończę, bo dla dzieci to mam więcej marzeń:

oba zdjęcia ze strony C&A

zdjęcia pochodzą ze strony mamissima.pl




zdjęcie ze strony pakamera.pl

zdjęcie ze strony rajskidomek.com
zdjęcie ze strony decobazar.com
I mogłabym mnożyć przykłady i mnożyć...
Wiem, że moda na sowy trwa od jakiegoś czasu, ale ja, ze swoim refleksem, zaczęłam dopiero teraz zachwycać się tym motywem pełną gębą:) 
A Wy macie jakieś swoje ulubione motywy?

niedziela, 5 sierpnia 2012

Przedszkolna wyprawka.

Jak na zwolnionym filmie właśnie do mnie dotarło, że do września już niewiele czasu zostało. A my z wyprawką przedszkolną w lesie. Zatem dzisiaj zasiadłam i przeglądać internet zaczęłam w poszukiwaniu inspiracji.
Na pierwszy rzut poszedł worek na kapcie. Same kapcie mamy już upatrzone firmy Befado

zdjęcie zapożyczone ze strony befado.pl
Oczywiście nie jest wykluczone, że może model się zmieni, ale na pewno coś w ten deseń wybierzemy, bo kapciuszki Befado już nam się na dziecięcych nóżkach sprawdziły przez ostatni, żłobkowy rok.

Worek na kapciuszki młody wybrał z serii "hand made", bo tych zygzaków, spajdermenów czy bobów budowniczych jest ogrom, ale większość dzieciaków je posiada, więc sprytnie podstawiłam Mateuszowi pod nos zdjęcia takich oto worków, które są wystawione na allegro.

zdjęcie ze strony  allegro.pl


zdjęcie ze strony  allegro.pl
Dziecko moje wybrało worek z dźwigiem. Musimy tylko mailem przesłać dane na worek czyli imię i pierwszą litrę nazwiska. Tak, tak, te worki można podpisać:). 

Następny w kolejce był plecak, bo przecież w przedszkolu zaczną się wycieczki. nie wiem czy kupimy go teraz czy może przed jakąś wycieczką, ale w planach jest taki

plecak można znaleźć mamissima.pl
Oczywiście po raz kolejny omijamy bohaterów kreskówek szerokim łukiem.
Jeszcze pewnie jakaś piżamka, szczoteczka, ręcznik...i co tam jeszcze wymyślą. Nie mam pojęcia, a wbrew pozorom czasu pozostało niewiele.




sobota, 4 sierpnia 2012

Nauka oszczędzania

Mam fioła na punkcie oszczędzania, co nie znaczy wcale, że nie lubię wydawać. Ten kto tak pomyślał, to się bardzo by zdziwił ile wydać potrafię. Na dzieci zwłaszcza. Odbiegam jednak od tematu. Moje oszczędzanie polega m.in. na odkładaniu co miesiąc jakiejś kwoty. Niestety, ten proceder jest w tej chwili utrudniony, bo nie pracuję, więc jest ciężko, ale umyśliłam inny sposób. Mianowicie, z codziennych zakupów staram się odłożyć choćby złotówkę. Bywa, że i więcej, ale na koniec miesiąca zawsze jakaś sumka się uzbiera.
Oszczędzania uczę też moje dzieci. Mati już w ten sposób uzbierał na dwa samochody, ogromne samochody dodam jeszcze. I zbiera na kolejny, a zdobyczne złotówki wrzuca do takiego oto stworka- skarbonki


Stworek ten miał jeszcze czuprynkę, ale Mati ją tak głaskał, że wygłaskał do stanu takiego jak na zdjęciu.
Metody zbieracze młodego są różne, a to ktoś mu wrzuci do skarbonki, albo z wózka w supermarkecie kaskę wyciągnie i melduje, że to do jego skarbonki, albo poprosi, albo...no właśnie i ta ostatnia metoda mi się najmniej podoba, bo jak któreś z nas się zapomni i zostawi portfel na wierzchu to sobie po prostu sam z niego wyciąga. Oczywiście zawsze się wyda, bo się od razu śmieje i ręce z tyłu trzyma, to wiadomo, że coś spsocił i natychmiast ma pogadankę w tym temacie. Ale to są na szczęście sporadyczne przypadki.

Od wczoraj swoją skarbonkę ma również Wiktorka.


 Wprawdzie młodsza nie powie mi na co zbiera, ale ma frajdę wrzucając drobniaki, a ja mam pomysł. Zachorowałam na drewniany wózek dla lalek i mam zamiar sprezentować takowy małej pod choinkę. Do sumy uzbieranej w skarbonce dołożymy brakującą i wózek kupimy. W każdym razie taki mam plan

zdjęcie zapożyczone ze strony www.drewniane-zabawki.com




Mam nadzieję, że mojej małej wózek spodoba się równie mocno. A najważniejsze, ze rozpoczęliśmy naukę oszczędzania. Skarbonki na półce prezentują się moim zdaniem uroczo:))