niedziela, 29 stycznia 2012

Zirytowana

Jestem poważnie zirytowana dostępnością, a raczej jej brakiem, do komputera! Ileż się muszę naprosić aby łaskawie skorzystać...Jak Mati nie śpi to nie mam szans naskrobać więcej niż dwóch zdań, bo dziecię me zaraz czegoś potrzebuje. Ostatnio najczęściej jest to woda truskawkowa, którą pije hektolitrami, a wcześniej były to bobofruty, w ilościach tak znacznych, ze aż pomarańczowy się zrobił z nadmiaru beta karotenu.
Wracając do wody, ona ma się znaleźć teraz, już, natychmiast, bo Młody teraz, już, natychmiast usycha z pragnienia. I tylko ja to pragnienie mogę ugasić, dziecku wodę podając, bo tata będący w tym czasie w kuchni takich umiejętności chyba nie posiada. Nie! Ma być mama i już! I na nic prośby i tłumaczenia, że chcę popisać. "Nie musisz pisiać" - usłyszę w odpowiedzi od synka i to by było na tyle. Czasem uda mi się kilka komentarzy umieścić, zanim czujny Mati zacznie ode mnie i tylko ode mnie czegoś chcieć
.
A co nowego? Ano najważniejsze to, że po kolejnych kontrolach u lekarzy, informacje się powtarzają, że Wikusia zdrowa i pięknie się rozwija. Po tych oświadczeniach kolejnych wizyt nie zapowiedziano, poza neurologiem dziecięcym. On jednak powiedział najwspanialsze słowa: Mała świetnie się rozwija, po 5 punktach urodzeniowych nawet śladu nie ma. Chcę jeszcze ją jednak zobaczyć przed pierwszymi urodzinami.
Oh, raduje się me serce matczyne z takiego obrotu sprawy.
Zresztą oczy mam i widzę, że moja córeczka świetnie się rozwija, bo dopiero co zaczęła raczkować, a od kilku dni już wstaje na nogi. Tylko patrzeć jak zacznie nogami przy meblach przebierać.

Poza tym zadzwoniła dyrektorka żłobka i oznajmiła, że zwolniło się miejsce dla Wiki! Szok! Moja malutka od pierwszego lutego przyjęta do żłobka! Z jednej strony się cieszę, a z drugiej wolałabym, żeby jeszcze troszkę z babcią pobyła...Ale jeśli miejsce jest, to je zaklepujemy. Jednak tak od razu to chyba nie pójdzie, bo oczekujemy na ospę.

Mati po ospie dochodzi do siebie w tempie ekspresowym, dokazując ile wlezie i naciągając przy tym, naszą, rodzicielską cierpliwość do granic wytrzymałości.Czasami bezsilność w egzekwowaniu pewnych zachowań Mateusza bardzo mnie...irytuje. Jednakże zanim do żłobka pójdzie to najpierw w celach kontrolnych musi lekarza odwiedzić, który zadecyduje :idzie czy jeszcze w domu zostaje.

Do irytacji również, doprowadza mnie koleżanka w pracy. Muszę pewne jej zachowania ukrócić, bo inaczej naprawdę ciężko będzie mi się tam pracowało. A, że owa koleżanka posiada dość kłótliwy charakterek i mało tego uważa siebie za taką co zawsze ma rację...to czeka mnie ciężka przeprawa, aby dziewczęciu temu parę spraw wyjaśnić. Muszę to jednak zrobić teraz, bo inaczej za bardzo się rozbuja, a na to pozwolić nie mogę.

Tak sobie czasami myślę, że przydałby mi się urlop od wszystkich i od wszystkiego. Jednakże jak spojrzę na tą moją rodzinkę to mi przechodzi....do czasu kiedy znowu sie nie zirytuję z takiego czy innego powodu.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Migawki z tygodnia

Od ostatniego wpisu miałam problem z komputerem, a konkretniej z dojściem do niego. Wystarczył moment nieuwagi, a już miejsce przed komputerem było zajęte. Młodego to jeszcze zainteresowałam czym innym, ale M. to już się nie był taki chętny do współpracy. Miejsce zwalniało się późnym wieczorem na rzecz jakiegoś filmu czy też jakiegoś meczu, ale ja o tak późnej porze to już mam problemy ze skleceniem sensownych zdań.
Jakby się kto pytał, to godzina dwudziesta pierwsza z minutami jest dla mnie praktycznie środkiem nocy, bo ja z gatunku skowronków jestem. Rano energią kipię, a od popołudnia funkcjonuję na zużywającej się baterii.
Wielkich wydarzeń w tym tygodniu nie zanotowałam. A z tych mniejszych i niekoniecznie oczekiwanych to kolejna choroba Pierworodnego. Tym razem dziecię me przyniosło do domu ospę. Od kilku dni zatem mamy w domu rozdrażnionego muchomorka. W dzień to jeszcze kontrolujemy jego zapał do drapania, ale w nocy jest już poza naszą kontrolą. I nie pomagają ani rękawiczki, ani skarpetki na dłoniach. Jakoś mały musi przetrwać, a my z nim.
W związku z powyższym wypatrujemy pierwszych objawów swędzącej choroby u naszej młodszej latorośli. Póki co Wiki ma się całkiem dobrze i coraz sprawniej zwiedza pomieszczenia w mieszkaniu, na swoich własnych kończynach. Na topie są wszelkie kable oraz obuwie. Kolorowe zabawki większe zainteresowania wzbudziłyby pewnie w magazynie ze sprzedażą wysyłkową niż na podłodze. Aczkolwiek czas wysypywania owych zabawek z kosza bywa zajmujące i interesujące, ale na krótki czas.
Wczoraj mała już kilkakrotnie podciągnęła się do stania na nóżkach, jednakże nie ma jeszcze dobrze opracowanej techniki, kolejnej nowej umiejętności i po kilku sekundach stania z gracją ląduje na swoich szanownych czterech literach. Znając jednak jej upór to całkiem niedługo i tę umiejętność opanuje do perfekcji.
A ja? A ja wreszcie wczoraj zabrałam się do rozebrania choinki...Czas już najwyższy był. Poza tym nadrabiam trochę zaległości w lekturach, bo jak wspomniałam wcześniej dopchać się u nas do komputera to niemalże z cudem graniczy. Jakiś laptop by się przydał, albo netbook chociaż. Marzenie...



piątek, 13 stycznia 2012

Piątek 13-tego pechowy? Nie!

Dzisiejszy dzień miałam dość intensywny. Zarówno w przebieraniu nogami jak i w pracy. Dziś ja zaprowadziłam małego do żłobka, gdzie dzieciaczki miały zorganizowaną zabawę choinkową, a obowiązywały stroje karnawałowe. Do sali wejść nie mogłam i zrobić zdjęć, zrobiłam je zatem przed wejściem. głupie miny Mateusza świadczą o wybitnie dobrym humorze. Rzadko chodzi tak zadowolony, powodem pewnie był fakt, ze przebrany był za jedną ze swoich ulubionych bajkowych postaci: Boba Budowniczego.


Zdjęcia zrobiłam i ciocia drzwi otworzyła, a Młody oszołomiony otworzył buzię. Usłyszałam "Mamo, ale dzieci psieblane !" Rzeczywiście, dzieciaczki były przebrane cudnie, a intensywność wzorów i kolorów mogła oszołomić każdego.
W pracy dość pracowity dzień, dyrektorka lekko dawała co niektórym w kość, a ja dostałam jakiejś głupawki, bo...zapomniałam stawić się na policję, gdzie miałam być przesłuchana jako świadek. Termin miałam na miniony poniedziałek.. Właściwie to nie jestem pewna czemu ta sytuacja mnie rozbawiła, ale faktem jest, że małpiego rozumu dostałam. Wykonałam telefon na policję, mam nadzieję, że obejdzie się bez konsekwencji.
O 14:00 poleciałam po małego, dodatkowo gnana ciekawością. Cóż, mój syn mały, bo mały, ale to jednak facet, więc nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Mati, fajnie było dziś w żłobku? - spytałam
- Taa
- A Mikołaj był?
- Taa
- A za co dzieci były przebrane?
- Nie wiem
- Tańczyliście?
- Taa
- I co jeszcze robiliście?
- Nie wiem
To sobie pogadaliśmy. Najważniejsze, że dziecko zadowolone i z torbą pełną słodyczy. Oczywiście w ramach nauki zdrowego odżywiania chyba.
Jako, że czasu miałam niewiele, bo musiałam przecież do pracy wracać, to włączyłam tryb przyspieszony. Pierworodnego dostarczyłam do babci i wyszłam. Byłam już niedaleko pracy kiedy zadzwonił telefon. Dzwoniła moja mama spanikowana, że Mati histeryzuje, coś chce, a ona nie może go zrozumieć. Dała mi rozhisteryzowanego bąka do telefonu i słyszę "Mamusiu leci mi dil" Mało nie parsknęłam śmiechem. wytłumaczyłam babci, ze dziecko chce, aby mu nos wytrzeć. I tym samym rozbawiona do pracy ponownie przystąpiłam.
Po powrocie czekała mnie niespodzianka. Moje młodsze dziecię postanowiło wreszcie ruszyć do przodu. Jeszcze nieśmiało, jeszcze powoli i nieporadnie, ale zdecydowanie do przodu. Jednym słowem Wikusia raczkuje! Musi jeszcze udoskonalić technikę, ale i tak jestem z niej dumna.

P.S. Przypominam, że można głosować na mój blog w konkursie na Blog Roku 2011. Sms o treści A00469 należy wysłać pod numer 7122. Mi zaliczy głos, a pieniądze zebrane z smsów przeznaczone są na cele charytatywne.

czwartek, 12 stycznia 2012

Też zgłosiłam!

A co mi tam! Również zgłosiłam swój blog na konkurs Blog Roku 2011. Stanęłam w szranki z naprawdę świetnymi blogami, z których wiele sama od dawna czytam, a niektóre odkryłam właśnie dzięki temu konkursowi. Konkurencja silna, ale spróbować sił i ja postanowiłam.
Wszystkich tych, którzy zaglądają do mnie i lubią czytać proszę zatem o głosy. Glosować można w systemie sms.
Należy wysłać sms o treści: A00469 na numer 7122
Koszt smsa to 1,23 zł brutto


Za wszystkie głosy z góry dziękuję.

wtorek, 10 stycznia 2012

Trzy lata za nami czyli od aniołka do ancymonka.

Dziś o 13:07 minęły 3 lata od urodzenia się Mateuszka. Czas, który całkowicie zmienił nasze priorytety. Jest z nami mały człowieczek, który daje nam wiele miłości i równie wiele czerpie jej od nas. Bywa różnie, ale czasu tego nie zamieniłabym za żadne skarby. Mój ci on.
Urodzin u nas szczególnie nie obchodzimy i tak też było tym razem. Mały torcik, nasza czwórka i dziadkowie. Skromnie uczciliśmy urodziny Młodego. Mati dostał wymarzony wóz strażacki, choć ja usilnie staram się przestawić bąka na zabawki edukacyjne, co by się edukował i rozwijał. Póki co Mati ma ta edukację w głębokim poważaniu i na topie są cały czas pojazdy wszelkie. Ale takiej reakcji na widok prezentu się nie spodziewałam. Mały radośnie piszczał i nogami tupał na widok samochodu. Oczy zrobiłam wielkie, bo do tej pory reakcje na prezenty były z lekka zblazowane. Należą się i już, a tu taka radość. Bezcenne.
Oczywiście jak to przy takich okazjach najczęściej bywa, wszyscy klapnęli z tyłkami gdzie mogli, a ja zajęłam się krojeniem tortu, chcąc równocześnie robić zdjęcia. Nie dało rady, sprzęt oddałam w dobre, ale z lekka nieporadne ręce babci i fotki są jakie są. Ale co tam, ważne, że w ogóle jakieś są.



Przy okazji naszły mnie wspomnienia i w ogromnym, fotograficznym skrócie foteczki Mateusza zaprezentuję, bo przecież mój blog powstał jak synek miał ukończone dwa latka. Wybrałam z kilku tysięcy zdjęć jedne z ulubionych:


Mati po pierwszym karmieniu usnął sobie przy maminym cycusiu. Zdjęcie robione komórką, więc jakość nieciekawa, ale to jedno z moich ulubionych zdjęć.


Trzytygodniowy Mateusz

Mati w wieku 5 miesięcy


Pierwsze próby samodzielnego siadania 

Kuzynce Basi bardzo się podobały loki Mateusza i koniecznie chciała się nimi "pobawić"

Pierwsze nieporadne stawanie

Moja ulubiona fotka




A tu jeden z pierwszych dni, kiedy to postanowił sam chodzić

Buszmen tydzień przed pierwszymi urodzinami





Mati poznaje świat i uczy się samodzielności

I wreszcie debiutuje w roli starszego brata

100 lat synku!
 Zdrowia, szczęścia, pomyślności i spełnienia marzeń!

sobota, 7 stycznia 2012

Jak długo jeszcze?

Od kilku lat wynajmujemy mieszkanie i co jakiś czas dopada mnie z tego powodu dół. Nawet mega dół!
Nasila się on w okolicach różnorakich świąt, kiedy to na innych blogach czytam i oglądam wystrojone mieszkanka. Wtedy podziwiam i zazdroszczę. U nas troszkę świątecznych ozdób, łącznie z małą choinka było, ale to nie to. Nie nasze mieszkanie, więc w nie nie inwestujemy, bo nie wiemy jak długo jeszcze pomieszkamy. Ja to bym chciała choć troszkę po swojemu, tu szafeczkę, tam półkę czy nieduży regał, ale M. stanowczo się temu sprzeciwia, a ja słuchając jego argumentów, w końcu przyznaję rację, choć zawsze iskierka przekory we mnie siedzi.
Paradoks polega na tym, że od tych kilku lat płacimy obcym ludziom i nic z tego mieć nie będziemy, ale dla banku nasze umowy o pracę, są funta kłaków nie warte i nawet nie mamy co się o kredyt starać, bo na pewno go nie dostaniemy.
Pozostaje nam staranie się o komunalne, ale tutaj to czekaj tatka latka...A tak mi się marzy własne m- ileś...Ehh...
Ale pomarzyć mogę i tutaj kilka inspiracji z internetu

Sypialnia




pokoje dla dzieci







czy salon




Uff, podobają mi się różne style,mogłabym oglądać i podziwiać dość długo....A pokoje dziecięce? Niektóre to bajka...Może kiedyś i mojej rodzince stworzę taką bajkę. Kto wie.





wtorek, 3 stycznia 2012

Akrobatyczne wybryki Wiki

Moja córcia rośnie, dorasta i kombinuje. To ostatnie mało się nie skończyło dość boleśnie. Mea culpa. W pierś się biję, bo nie zapięłam. W pasy nie zapięłam w krzesełku do karmienia. A Wikuśka chciała sobie sięgnąć jedną z zabawek znajdujących się w koszu prawie na wyciągnięcie ręki. Jednakże trochę za daleko było, więc musiała pokombinować, no i tak kombinowała, że wyleciała zwalając po drodze ów kosz. Na szczęście czujny tata złapał, bo ja w tym czasie w innym pomieszczeniu przebywałam. Ot, głupia ja. Nie przewidziałam, nie pomyślałam...Na szczęście na strachu się skończyło.
Od tamtej pory Wika zalicza glebę. Zresztą z tego stanu rzeczy jest bardzo zadowolona, bo może się turlać, pełzać ewentualnie ślizgać na brzuchu. A ślizg ma niezły zważywszy na fakt, że od kilku dni nie mamy dywanu. Dywan wylądował na śmietniku, po wypadku z Mateuszowym nocnikiem.
Wikusia zatem zdobywa nowe szczyty swoich umiejętności. Próbuje raczkować, ale chyba za ślisko, więc dla bezpieczeństwa na brzuch się kładzie i z tej pozycji po mistrzowsku siada. Kolejne próby dotyczą stawania i tu również jest blisko, tylko musi poczuć stabilniejszy grunt pod nogami. A na stabilny grunt czekamy. Jutro ma dojechać kurierem. Trzeba przecież było kupić dywan.




U braciszka w pokoju ma zadanie ułatwione, bo tam czuje grunt pod nogami, więc tam również pracuje nad swoimi umiejętnościami i nie tylko



O taak...Garnuszek na klocuszek to hit u moich dzieci. Wika go eksploatuje, kiedy Mati przestał, choć widząc zainteresowanie siostry to i jego zainteresowanie garnuszkiem wzrosło. Przekorny.

niedziela, 1 stycznia 2012

1 stycznia 2012

Mamy Nowy Rok! I o rok starsza jestem...Hmm...Ale co tam metryka, ja tam się w ogóle na swoje lata nie czuję. Co roku coś sobie postanawiam, ale w tym roku sobie daruję, bo i tak na gadaniu, bądź myśleniu się kończy, a to przecież nie o to chodzi. Na przykład na początku każdego roku postanawiam sobie, że schudnę i...na początku kolejnego roku postanawiam to samo. Zamiast zatem postanawiać powinnam działać i właśnie tego sobie życzę na ten rok. Zapału do działania! Jeśli coś mam zrobić to niech to będzie zrobione. Własnie o tym postaram się pamiętać w 2012.
Poza tym dzień dzisiejszy należy do spokojnych i uziemionych. Z rana mieliśmy pomysł, żeby dziś pójść na spacer, który niestety rozmył się w strugach deszczu. "Piękną" mamy jesień tej zimy. Niestety.  Pozostało nam spędzenie dnia po domowemu, przed telewizorem, nad puzzlami, z zabawkami czy przed komputerem. Zależy kto i co lubi. I niech cały ten rok będzie spokojny, tak jak dzisiejszy dzień. Wszystkiego dobrego w tym roku wszystkim życzę.