piątek, 30 listopada 2012

Poranny nerw

Cóż, piątek zdecydowanie zaczął się nerwowo.
Dziatwa nie chciała się zwlec z łóżka. Negocjacje trwały dość długo, za długo, w końcu przestałam być miła.
Ruszać się! Spóźnimy się do przedszkola! - wrzasnęłam.
Mamo, ale Wikusia nie chodzi do przedszkola tylko do żłobka! - Mati postanowił mnie uświadomić. Drobiazgowy się znalazł, kurna Felek.
Ale ruszyli się.
Za chwilę Mati chciał kupę, Wiki pić, potem Mati pić.
Po chwili mdlał niemalże z głodu.
Wiki nie chciała się ubierać, Mateuszowi nie pasowała koszulka do przedszkola, chciał inną.
Wytłumaczyłam, że nie ma czasu na prasowanie innej. Jakoś dał się przekonać, ale cenne minuty uciekły.
W końcu ogarnęłam siebie i towarzystwo.
Zwarci i gotowi stanęliśmy do wyjścia. Sięgnęłam do kieszeni po klucze...Pusto.
Zerknęłam na wieszak na klucze. Nie ma!
W pełnym odzieniu wpadłam do kuchni.
Błyskawiczny przegląd półek, szafek, torebki jednej, drugiej. Nie ma!
Cholera jasna, to gdzie są?
Zadzwoniłam do M.. Nic nie wiedział.
Już byłam mokra ze zdenerwowania, więc się rozebrałam.
Biegałam z rozwianym włosem i szaleństwem w oczach zaglądając w najdziwniejsze miejsca, ale kluczy nie znalazłam.
Dzieci zdezorientowane łaziły za mną krok w krok.
Wiki milczała, Mati się wymądrzał, że się spóźnimy, że przedszkole zamkną czym dodatkowo ciśnienie mi podnosił.
Spojrzałam na zegarek.
- Rozbierać się! 
- Ale dlaczego mamo?
- Bo i tak nie zdążymy.
- A czemu?
- Bo już późno?
- Późno? 
- Tak dziecko.
- A dlaczego?
- Bo nie mam kluczy.
- A gdzie są?
- Nie wiem.
- A czemu?
- Mati ucisz się wreszcie!
- A czemu na mnie krzyczysz? - burknął.
Litości...
Zadzwonił telefon.
- I co, znalazłaś? - spytał M.
- Nie
- Kto wczoraj otwierał drzwi?
Zastanowiłam się chwilę...
- Ty -odpowiedziałam przypominając mu sytuację. Już w trakcie rozmowy pomyślałam, że gdzieś jeszcze nie zajrzałam.
Zatem zajrzałam.
Były.
W drzwiach. W zamku. Od strony klatki.
Wisiały sobie od wczorajszego popołudnia.






niedziela, 25 listopada 2012

Nie ma to jak tata

Dziś jedna z rzadkich niedziel, kiedy to M. od rana do nocy spędza na łonie rodziny.
Zatem ja mogłam dziś po porannej pobudce dospać i wykorzystałam ten fakt śpiąc od 10:000 do 13:00!
Cud się stał.
Przyznaję, że wstając byłam podejrzliwa co mi tak długo towarzystwo spać pozwoliło. Ba! Nawet nastawiłam się na skutki uboczne.
Mile jednak zostałam zaskoczona, bo poza rozwalonymi tu i ówdzie zabawkami nic innego nie ucierpiało ani kolorów nie zmieniło, a i dzieci na pierwszy, drugi i piąty rzut oka wyglądały całkiem normalnie.
Nic tylko cud się stał.
Bliżej jednak przyjrzałam się młodej trącą swe oczęta uznałam, że przyszedł czas jej drzemki.
I dziecię me młodsze spać poszło i całkiem szybko zasnęło
W międzyczasie ja szybki obiad poczyniłam, a w trakcie jego konsumpcji usłyszeliśmy:
- Tato!
Młoda rodziciela swego ukochanego postanowiła wezwać. I tato na wezwanie się stawił. Zatem ja dalej spokojnie przy stole siedziałam  kiedy w drzwiach dziecięcego pokoju ujrzałam roześmianą i radosną córcię trzymająca mocno tatę za rękę.
I uśmiechnięta i radosna pozostała do wieczornego pójścia spać.
Takie cuda czyni całodzienna bytność taty.
Młody jak nigdy okupował dziś komputer oglądając większość odcinków "Sąsiadów" przy których zaśmiewał się do łez.
A jak mu coś nie pasowało, to wołał: Tato!
Także tato był dziś tatą pełną gębą, z dziećmi na kolanach, rozwiązując dziecięce problemy i przytulając maluchy wielokrotnie.
Szczęście na dziecięcych twarzyczkach bezcenne

sobota, 24 listopada 2012

Książeczka okrąża świat

Lenka-Niki na swoim blogu ogłosiła wspaniałą akcję. Myślę  że taka zabawa jest warta powielania nie tylko z książeczkami dla dzieci, ale i dorosłych, bo tanim kosztem możemy przeczytać ciekawe książki:)

Blog Lenka-Niki
Zapraszam i ja do zabawy :)
Dziś ostatni dzień zapisów, więc do dzieła!

Poranek

- Ana!!!
Wołanie Wiktorii stawia mnie do pionu. Zrywam się zatem z łóżka w ostatniej chwili łapiąc młodego, który cichaczem wśliznął się do nas, tylko nie wiem o której, bo nawet nie byłam świadoma jego bytności.
Ok, pokręcił się, ale się nie obudził.
Biegnę zatem na paluszkach do młodej i kładę się obok szepcząc jednocześnie, żeby jeszcze pospała.
Oczywiście nie miała ochoty już na spanie, ale gaduliła sobie coś pod nosem na tyle cicho, że jeszcze trochę podrzemałam, oczywiście bardzo czujnie, bo przy każdym jej ruchu łypałam na nią sennym okiem.
tup, tup, tup...
Zaciskam mocniej oczy...
Mati pojawia się w zasięgu wzroku.
Wika na widok brata podskoczyła na łóżku radośnie wołając "Tses!"
Mati zignorował gburowato siostrzane powitanie i wcisnął się do nas do łóżka.
Wiedziałam co nastąpi...
Piiisk!!!
Wiki kopniakami próbowała się pozbyć brata z łóżka.
- Mamo, a ona mnie kopie!!!
Skuliłam się w sobie.
- Cisza ma być, Mati do siebie na łóżko!
- Nie, ja chcę z wami.
Nie mam siły, ani ochoty się z nim przekomarzać, więc wstaję z wyrka i człapię do kuchni.
Tym razem szarańcza, w pełnej zgodzie lezie za mną.
Zerkam na zegarek: 5:55...zgłupieli, toż to blady świt.
Nastawiam wodę i kiwając się nad kubkiem próbuję nasypać sobie kawy do, a nie obok.
- Mamo, mogę ciasteczko?
Ciasteczko, o tej porze? A śniadanie? - pomyślałam. - A co tam.
Śniadanie zrobię później.
Szarańcza ciasteczka dostała.
Zalewam sobie kawę słyszą chichoty moich dzieci.
Patrzę, a Wiki siedzi na stole i kuprem swym jest coraz bliżej krawędzi owego stołu.
Podchodzę i bez słowa przesuwam ją na środek.
- Tso?? - słyszę zniecierpliwiony głos córki
- Pstro - odburkuję niepedagogicznie
Moja odpowiedź rozbawia Mateusza, który parska głośnym śmiechem, a papuga Wiki za nim.
Uśmiecham się na ten widok i przecieram piekące oczy.
Kiedy ja się w końcu wyśpię?



piątek, 23 listopada 2012

Czyżby próba sił?

Nawiązując do poprzedniego posta...
Dziś w przedszkolu udało mi zamienić kilka słów z wychowawczynią, bo Mati akurat sprzątał klocki po swojej zabawie.
Po raz kolejny zatem wyraziłam niepokój zachowaniem Mateusza.
Chwilkę rozważałyśmy kiedy i w jakich sytuacjach dziecko zachowuje się tak histerycznie.
Zaznaczyłam, że najgorzej jest przy wejściu do sali.
Wychowawczyni powiedziała, że od dwóch tygodni pani J. (ta, która Mati nagle przestał darzyć sympatią) konsekwentnie egzekwuje od dzieci przywitanie się słowami "Dzień dobry"
Dopóki dziecko się tak nie przywita nie jest zapraszane do zabawy.
I jest całkiem prawdopodobne, że to właśnie jest przyczyną takiego zachowania młodego.
Jak chce się bawić z dziećmi musi ulec, a on wręcz uwielbia stawiać na swoim.
Wszystko zatem wskazuje, ze jest to próba sił.
Mały ewidentnie nie lubi przegrywać.
Wiem coś o tym.

Kryzys

Od dwóch tygodni Mati przechodzi przedszkolny kryzys.
Ledwo rano oczy otworzy komunikuje, że nie chce, nie lubi chodzić do przedszkola.
Czasem tylko pojęczy, czasem histeryzuje, innym razem próbuje negocjować.
Pytaliśmy już dwukrotne w przedszkolu czy coś się stało, ktoś może mu dokuczył i niezmiennie otrzymujemy odpowiedź, że nie, że wszystko jest ok.
No do cholery nie jest!
Skoro mi dziecko po otwarciu drzwi do sali dostaje spazmów to znaczy, że dobrze nie jest.
Dziecko, które cały rok chodziło do żłobka oraz bez problemów wrzesień i październik do przedszkola nagle z całej siły trzyma się mojej nogi byle go nie zostawić, to znaczy, że coś jest na rzeczy!
Tylko co???
Póki co nadal jest to zagadką.
Podpytuję oczywiście i Mateusza, ale kompletnie nic z niego nie wyciągam.
Chociaż nie, nie do końca nic, bo jakiś sygnał jest.
Ostatnio spytałam czy ma fajne panie, na co on wymieniając trzy po kolei stwierdził, że je bardzo lubi, a czwartej nie.
I właśnie to jest coś nowego.
Wczoraj rano znowu próbował negocjować, żeby zostać w domu.
- Nie chcę, nie lubię chodzić do przedszkola - mówił do mnie przez łzy
- Ale dlaczego synku nie?
- Bo nie!
- To dla mnie nie jest odpowiedź.
- ale ja nie znam innej opowieści tylko taką - odpowiedział mi.
Poza tym, że mnie tą "opowieścią" rozbawił to niestety nadal nie wyjaśnił co się stało, że nagle przedszkole jest be.
29 listopada wychowawczyni ma dyżur dla rodziców. Już zakomunikowałam M., że tego dnia on idzie po małego, schodzą razem do szatni, a ja pójdę na rozmowę. Może więcej się dowiem jak mały nie będzie świadkiem rozmowy.
Bo sytuację wyjaśnić trzeba.

czwartek, 22 listopada 2012

Ten będzie dla Wikusi!

Wczoraj po południu przeglądałam sobie wózki drewniane dla lalek, bo taki chcemy sprezentować małej pod choinkę.
Oczywiście przegląd dominuje zawartość portfela, a ten, przez to, że nie pracuję jest znacznie chudszy niż rok temu. Nie mniej jednak zbieraliśmy grosik do grosika by dzieciom pod choinkę prezenty porządne dać.

Prawdopodobnie zakupimy taki:

zdjęcie ze strony nefere.pl

ale oglądając wózki drewniane wzdychałam do takiego:

zdjecie ze strony maxizabawa.pl
Różnica w cenie obu wózków to około 100,00 zł. niestety, na tą chwilę jest to dla nas kwota nie do przeskoczenia.
Wzdychałam sobie zatem, kiedy podszedł mój synek i wskazując palcem na droższy wózek powiedział:
- O, ten będzie dla Wikusi
- Niestety synku - odpowiedziałam -  nie mamy tyle pieniążków, żeby ten wózek kupić.
- Ale przecież to Mikołaj go przyniesie! - skwitował mały.




wtorek, 20 listopada 2012

"Moja mała Mandarynka"

Moje dzieciaczki bardzo się kochają.
Przeważnie miłość do siebie okazują poprzez szturchanie, popychanie, burzenie, zaczepianie, przygniatanie, pacnięcia, kopnięcia, krzyki, piski...itd., itp.
Jednakże każdego poranka uśmiechają się na swój widok.
Minionej soboty, Mati w przypływie wielkiej braterskiej miłości, stworzył portret swojej "małej Mandarynki", bo tak często nazywa swoja młodszą siostrę.


Prawda, ze uroczy portrecik? :)

czwartek, 15 listopada 2012

Wracam do żywych

Po koszmarnych bólach głowy złożyło mnie jakieś choróbsko, które spowodowało słabość przeogromną. Odległość z pokoju do kuchni i z powrotem stała się dla mnie trasą niemalże nie do pokonania, a jak już dotarłam do łóżka to padałam ze zmęczenia  spocona i sapiąca. Gorączka 39 stopni wcale mi nie pomagała, ani sił nie dodawała, zołza wredna.

Ale już jestem. bo przyznam, że niemocą złożona nie byłam w stanie nawet siedzieć przed komputerem. Niestety nie posiadam ani laptopa, ani notebooka  , więc muszę zwlec swoje cztery litery z jednego miejsca i zawlec na drugie, żeby cokolwiek  poczytać, poklikać, pooglądać czy popisać w zależności od weny bądź jej braku.
Dziś trzeci dzień spędzam w domu, ale już jest coraz lepiej pomijając moje płuca, które mam ochotę wypluć za każdym razem jak kaszlę, a kaszlę często, aż za często.

Dziś zatem w większości nadrabiam zaległości czytelnicze i w ogóle ciesze się, że mogę troszkę "poserfować" po necie i nie spocić się przy tej okazji.

niedziela, 11 listopada 2012

Radosna twórczość

Moje samopoczucie nadal znacznie poniżej normy, aczkolwiek  moja głowa zaczęła pozytywnie reagować na środki przeciwbólowe, tym samym przez kilka godzin jestem wolna od tego koszmarnie upierdliwego bólu.
Dzisiaj, korzystając z okazji, że M. w domu, zrobiłam rano umęczoną i udręczoną minę i pomknęłam do dziecięcego pokoju, gdzie zaszyłam się pod kołdrę i odpłynęłam jeszcze w objęcia Morfeusza.
Co ciekawe było całkiem cicho bo bez przeszkód przespałam godzinę, nawet z małym haczykiem.
Wstałam.
Do dużego pokoju zajrzałam.
I oto zastałam:



I już wiedziałam skąd ta cisza.


piątek, 9 listopada 2012

Ból

Od wtorku funkcjonuję siłą woli.
Od wtorku cholernie boli mnie głowa.
Od wtorku nie pomagają żadne przeciwbólowe.
Od wtorku nie ma minuty bez bólu.
Od wtorku mam pierwsza przerwę w zażywaniu tabletek antykoncepcyjnych Midiana.
Czyżby ten fakt był przyczyną tego nieznośnego bólu???

Nie daję razy, a przecież muszę funkcjonować ze względu na dzieci. A one jak na złość wrzeszczące, jęczące, marudzące...


wtorek, 6 listopada 2012

Libster Blog

Dziękuję bardzo blogerce z bloga Lenka-Niki,za nominację do zabawy


Zasady:
,,Nominacja do Liebster Blog jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Odpowiedzi na pytania Lenki-Niki:
1. Wolisz robić zakupy w sklepach czy w internecie?
     I tu i tu w zależności gdzie taniej

2. Twoja ulubiona bajka dla dzieci.

     Barbapapa

3. Jaka jest Twoja ulubiona kawa?

    Cafe latte

4. Najfajniejsza zabawka z dzieciństwa.

    Maskotka małpka, oj długo ją czochrałam 

5. Twoje największe marzenie.

     Własny drewniany domek

6. Co byś chciała dostać pod choinkę?

    Duży, porządny portfel

7. Wolisz długą kąpiel w wannie czy szybki prysznic?

     Zdecydowanie wolę prysznic

8. Twój znak zodiaku.

     Wodniczka

9. Jajka na twardo czy na miękko?

    Na miękko

10. Ulubiona przyprawa.

      nie mam ulubionej

11. Dlaczego piszesz bloga? 

      Od 12 roku życia pisałam pamiętnik. teraz troszkę poszłam z duchem czasu i założyłam pamiętnik internetowy. chociaż tej najskrytsze myśli nadal wole spisywać na papierze.

Teraz moje pytania:

1. Jak masz na imię?
2 Ulubiona potrawa?
3. Kim chciałaś być będąc dzieckiem
4. Gdzie chciałabyś pojechać na urlop?
5. Bałaganiara czy pedantka?
6. Mieszkanie czy dom?
7. Ulubiony polski serial
8. Książka , którą polecasz.
9. Brunetka, blondynka czy ruda?
10. Podobna jesteś do mamy czy do taty?
11. Co Ci daje blogosfera?

A blogi, które nominuje to:
http://lemurkowyswiat.blogspot.com/
http://beti-house.blogspot.com/
http://gabryniowyswiat.blogspot.com/
http://ola-mola.blogspot.com/
http://mama-bloguje.blogspot.com/
http://milowewzgorze.blogspot.com/
http://mamasyna.blogspot.com/
http://jesienneurodziny.blogspot.com/
http://annazzielonegowzgrza.blogspot.com/
http://polaherbaciane.blogspot.com/
http://wspomnieniazszuflady.blogspot.com/

Zapraszam do zabawy :)


sobota, 3 listopada 2012

Deja vu?

Jestem niewyspana! Od półtora miesiąca!
Powód?
Dzieci!
Nie, nie zaczęłam ponownie nocnego karmienia potomków. Po prostu przeprowadziliśmy towarzystwo do własnych łóżek, a raczej foteli rozkładanych.
I niby powinno mi być wreszcie miło i wygodnie.
No i może by było tylko nie za bardzo mam kiedy testować, bo...
Mamo! - woła Pierworodny
Biegnę zatem po cichutku, na paluszkach (widział ktoś słonicę biegnącą nocą na paluszkach? Pewnie stanowię ciekawy widok)
- Co jest synku?
- Siusiu
No dobra mały to do łazienki zapraszam.
- Mamo, a położysz się teraz koło mnie?
No to się kładę wciskając się w fotel jednoosobowy mojego synka. Za chwilę młody zasypia, a ja...razem z nim. Budzę się po jakiejś chwili (dłuższej bądź krótszej) zdrętwiała i wracam do siebie. Robi mi się błogo...
- Ana!- słyszą córcię (tak samo wołał na mnie Mati, ale skąd oni ten skrót wytrzasnęli?)
To na paluszkach zasuwam do niej. Głaszcze po główce i za chwilę czuję jak mi głowa zapada w sen, lepiej żeby reszta nie zapadła, bo mogłoby być nieprzyjemnie. Zwłaszcza dla młodej.
Ok, śpi...
Zanurzam się w swoją własną osobista pościel i zapadam w sen
Mama!
To znowu Mati. tym razem chce się tylko przytulić.
Z reguły Wiki jeszcze co najmniej raz do rana zapiszczy.
W końcu zasypiam.
Budzą mnie jakieś chichoty. Otwieram oczy i widzę roześmiane buzie moich dzieci.
Dzieci, ja poproszę taką pobudkę co rano.
Ale w nocy dajcie mi pospać.




piątek, 2 listopada 2012

Ogłoszenie

Wiki zasmarkana i zaropiała...
Mati kaszlący i kaszlący i kaszlący. Dwie wizyty u różnych lekarzy, którzy twierdzą, że osłuchowo czysty, że może w domu za ciepło, za sucho...tak naprawdę to cholera wie dlaczego. Tego jego kaszlu nie mogę już słuchać.

W związku z samopoczuciem dzieci siedzą w domu. Nie byliśmy wczoraj na grobach. Odwiedziliśmy je wcześniej.

Dzieciaki z nudów głupieją, a ja razem z nimi.
Odbijanie piłki...
Malowanie...
Rysowanie...
Oglądanie bajek...
Czytanie książeczek...
Ściganie się mini autkami po podłodze...
Śpiewanie...
Układanie puzzli... (ewentualnie ich rozwalanie)
Wspólnie.

Godzina 13:00 repertuar mi się wyczerpał, energia też, bo w międzyczasie ogarnęłam mieszkanie, zrobiłam obiad dzieciom, wstawiłam pranie, zrobiłam dzieciom pierwsze i drugie śniadanie, położyłam Wiki spać...

I już nic więcej mi się nie chce!

Oczywiście powinnam jeszcze umyć kibel. A jakże!
Przydałoby się zrobić kolejny raz w tym tygodniu porządek w komodzie maluchów...A co by nie!
Kuźwa, powinnam jeszcze poodkurzać i umyć podłogi...Przy dwójce dzieci i ich umiejętnościach kruszenia i rozlewania, powinnam to robić codziennie, a nawet częściej...Ale codziennie tego nie robię!
Przydałoby się umyć też okna. korzystając, że nie pada...

Ale mi się nie chce!

Choć co niektórzy uważają, że skoro siedzę w domu, to mieszkanie powinno błyszczeć.
A nie błyszczy cholera jedna!

Skoro siedzę w domu to powinnam wymyślać kreatywne zabawy dla dzieci.
Ale nie umiem, jakbym umiała to może zostałabym przedszkolanką.

No i przecież gospodyni domowa powinna świetnie piec i gotować.
No cóż, ostatnio próbowałam  upiec ciasto "dla idiotów",bo podobno nie ma szans, żeby się nie udało. Mnie ono nie wyszło.Nie wiem tylko czy się cieszyć czy martwic tym faktem.
Ugotować, ugotuję, zjadliwe w większości jest.

No nie jestem utalentowaną kucharką i już!

Dziergać, wyszywać, szyć też nie umiem. No guzik przyszyję, żeby nie było.

Ogłaszam zatem, że żadnych talentów nie posiadam
Ogłaszam, że perfekcyjna panią domu też nie jestem
Ogłaszam, ze mamą idealną też nie!

I dobrze mi z tym!