poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Historia z przeszłości - wyłonił się z ciemności.




Biorę udział w wyzwaniu blogowym Uli. Tematy ciekawe, a pierwszym z nich jest historia z przeszłości.
Jako, że Ula zdradziła tematy wyzwania juz kilka dni temu, to teoretycznie miałam czas się przygotować. W praktyce wyglądało to trochę inaczej.
Wydawało by się, że przeszłość z zasady składa się z historii. Tylko którą opowiedzieć.
Dwa dni myślałam i nic nie wymyśliłam, aż do dziś. A konkretnie do momentu położenia dzieci do łóżek. Położyłam się koło córki i wtedy nadeszło to wspomnienie. Mgliste, a zarazem bardzo wyraźne.

Tamtego dnia pokłóciłam się z rodzicami. Bardzo się pokłóciłam, ale o co...nie pamiętam. Może to było coś poważnego, a może bzdurka z perspektywy osoby dorosłej, ale dla mnie 17, może 18- letniej dziewczyny to był na pewno poważny problem. Tak poważny, że około godziny 22:00 trzasnęłam drzwiami zapłakana i wybiegłam z mieszkania.

Pamietam, że targały mną silne emocje, a na usta cisneły się mocne słowa, że mam dość takiego życia, dość rodziców...

Było ciemno, bardzo ciemno. Jeśli dobrze pamiętam była to jesień. Od mojego osiedla, do morza dzieliły mnie tylko tory i park nadmorski, ale okolica, na której w tej chwili hotel pogania hotel, wówczas była bardzo wyludniona.

Przeszłam tory i zbliżałam się parku nadmorskiego.  Szłam ulicą, przy której znajdowało się tylko jedno, już nieistniejące, sanatorium "Gliwiczanka". O tej porze roku raczej miało niewielu gości, więc wokół nie było nikogo.
Wtedy po przeciwnej stronie ulicy, z parku, wybiegł on.
Duży i czarny.

Boję się psów, zwłaszcza nieznaych i normalnie sparaliżowałoby mnie ze strachu, ale nie tamtego wieczoru.
Tamtego wieczoru byłam tak skupiona na swojej złości, że powiedziałam tylko.
- Piesku idź sobie, zostaw mnie - i szłam dalej.
Nie zostawił.
Poszedł ze mną na plażę, położył mi łeb na kolanach, a ja mówiłam i mówiłam. Wylewałam z siebie potoki słów, a wraz z nimi topniała złość.

Chyba wyczuł, że mi lepiej, bo zaczał koło mnie skakać i zachęcać do zabawy.
Troche poszaleliśmy, kiedy uznałam, że czas do domu.

Wracaliśmy razem do miejsca, w którym sie pojawił.
I znowu powiedziałam
- Piesku idź sobie. Dziękuję.
Tym razem posłuchał i odszedł.
Szedł odwracając kilkukrotnie łeb w moją stronę sprawdzając czy wracam do domu.
Sama co chwilę oglądałam się patrząc na oddalającego się psa, aż za którymś razem już go nie było.





7 komentarzy:

  1. Piekna historia... Taki czarny piesek do wyplakania sie przydalby sie chyba kazdemu. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda, pojawił się w odpowiednim momencie :)

      Usuń
  2. Szkoda, że go nie przygarnęłaś:). Zwierzaki są niesamowite, ponoć czują emocje ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są niesamowite na pewno. nigdy nie miałam zwierzaka, bo mama nie pozwalała.

      Usuń
  3. Też myślałam, że już z Tobą został. Zawsze mnie zadziwia, jakie psy są mądre. Wiedzą więcej niż się spodziewamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie zwierzęta są bardzo mądre. Teraz dopiero od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie by zaadoptować psa, ale na razie przeciwny jest partner.

      Usuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania