piątek, 1 maja 2015

Przewrażliwiona


Plac zabaw i kilkuletnie dziecko wspinające się na uwielbianą przez siebie zjeżdżalnię. Nagle słychać:
- Trzymaj się, bo możesz spaść!
Kilkulatek z uśmiechem patrzy na spanikowaną matkę, po czym niekoniecznie delikatnie sadza swój zadek i zjeżdża. Ale frajda!
Dla kogo frajda, dla tego frajda, bo na pewno nie dla matki-kwoki.
Znacie to?
Ja znam, z autopsji. Do ukończenia przez moje starsze dziecko trzech lat miałam wręcz schizy dotyczące jego bezpieczeństwa.
Do dziś, mimo, że ma prawie 6,5 roku, najchętniej chciałabym cały czas trzymać go za rękę.
Z młodszą to samo, ale ona wystarczy, że poczuje troszkę swobody i już zmyka.
Z M. mają więcej swobody, ale i tak dotarła do mnie informacja, że młoda wybiegła na ulicę. Na szczęście taką o małym natężeniu ruchu.
Mimo, że skończyła już 4 lata, w sklepie wożona jest w wózku. Sklepowym wózku.
Inaczej bawi się w chowanego i ucieka. To ja już wolę ten wózek. Przynajmniej mogę w miarę spokojnie zrobić zakupy.
Starszy biega swobodnie po sklepie, a jak zniknie mi z oczu to wystarczy, że pierwsze kroki skieruję w stronę słodyczy lub zabawek. Na pewno, w którymś z tych działów go znajdę.
Zresztą on sam nas pilnuje i lokalizuje. W przeciwieństwie do siostry.

Jak byli młodsi nie lubiłam chodzić z nimi na place zabaw. Właśnie przez to, że panikowałam, że spadną, że się uderzą, że przewrócą...o rany, jak ktoś z boku patrzył, to pewnie na nieźle stukniętą wyglądałam próbując wszędzie asekurować latorośl.

Czasami w internecie czytam prześmiewcze komentarze dotyczące matek takich jak ja.
To co jednych śmieszy i bawi, dla drugich jest tak naprawdę udręką.
Bo stres związany ze strachem jest wyczerpujący.

Ale jak taki strach racjonalnie wytłumaczyć?
Ja nie umiem.

Przedwczoraj Młody zapytał mnie czy może iść na rower. Do tej pory biegał (ma rower biegowy) po ogródku, ale co tu dużo mówić, metraż ogródka nie pozwala nawet dobrze się rozpędzić. Pozwoliłam zatem, tym bardzie, ze mieszkamy w budynku ogrodzonym z każdej strony. Praktycznie mógł jeździć w kółko. Dostał jedynie polecenie meldować się co jakiś czas. Porozmawiałam z nim również o tym, by nigdy nigdzie z nikim obcym nie chodził. I pewnie jeszcze powtórzę wielokrotnie.

Pierwszego dnia wyglądałam za nim co 5 minut, wczoraj już mniej, a dziś raz. Tym bardziej, że dziecię posłusznie się meldowało co jakiś czas.

Jestem z siebie dumna, że mimo strachu (wielu zapewne uzna, że irracjonalnego) pozwoliłam mu wybiegać się bez nadmiernej kontroli.
Dla mnie to ogromny postęp.

Kolejne wyzwania przede mną, bo przecież Młody jest coraz starszy.
I Młoda zresztą też.








5 komentarzy:

  1. ja do dzisiaj tak mam,a dzieci mam juz dorosle

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z jednej strony jestem ogromną zwolenniczką swobody i kiedyś dziwiłam się Mamom, które tak panikowały przy dzieciach. Jednak bardzo szybko zmieniłam swoje podejście,trzęsę się jak osika kiedy Adi wspina się na najwyższe "zabawki" na placu zabaw, a Nadia biegnie z górki na łeb na szyję i nie chcę się trzymać za rękę. Chociaż z Nim już lekko wyluzowałam, gorzej właśnie z Nadką, bo ma talent do wywracania się nawet na prostej drodze i jest mało uważna(chociaż to też już pomału zaczyna się zmieniać;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez kiedyś się natrząsałam z takich mam...dopóki sama mama nie zostałam.

      Usuń
  3. O - tym się nie przejmuj - ja miałam tak samo ! :) Przy drugim dziecku już ździebko mnie - bo nie dawałam fizycznie rady - no i młody bardziej jest ogarnięty od córeczki :)
    no i dzieci - które od małości same o siebie musiały się troszczyć - są bardziej zaradne - i są na to badania ! :)
    Ale fakt że inne mamy często przybierają bardzo oskarżająco - oceniający ton............i to przykre.

    A.

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania