poniedziałek, 23 stycznia 2012

Migawki z tygodnia

Od ostatniego wpisu miałam problem z komputerem, a konkretniej z dojściem do niego. Wystarczył moment nieuwagi, a już miejsce przed komputerem było zajęte. Młodego to jeszcze zainteresowałam czym innym, ale M. to już się nie był taki chętny do współpracy. Miejsce zwalniało się późnym wieczorem na rzecz jakiegoś filmu czy też jakiegoś meczu, ale ja o tak późnej porze to już mam problemy ze skleceniem sensownych zdań.
Jakby się kto pytał, to godzina dwudziesta pierwsza z minutami jest dla mnie praktycznie środkiem nocy, bo ja z gatunku skowronków jestem. Rano energią kipię, a od popołudnia funkcjonuję na zużywającej się baterii.
Wielkich wydarzeń w tym tygodniu nie zanotowałam. A z tych mniejszych i niekoniecznie oczekiwanych to kolejna choroba Pierworodnego. Tym razem dziecię me przyniosło do domu ospę. Od kilku dni zatem mamy w domu rozdrażnionego muchomorka. W dzień to jeszcze kontrolujemy jego zapał do drapania, ale w nocy jest już poza naszą kontrolą. I nie pomagają ani rękawiczki, ani skarpetki na dłoniach. Jakoś mały musi przetrwać, a my z nim.
W związku z powyższym wypatrujemy pierwszych objawów swędzącej choroby u naszej młodszej latorośli. Póki co Wiki ma się całkiem dobrze i coraz sprawniej zwiedza pomieszczenia w mieszkaniu, na swoich własnych kończynach. Na topie są wszelkie kable oraz obuwie. Kolorowe zabawki większe zainteresowania wzbudziłyby pewnie w magazynie ze sprzedażą wysyłkową niż na podłodze. Aczkolwiek czas wysypywania owych zabawek z kosza bywa zajmujące i interesujące, ale na krótki czas.
Wczoraj mała już kilkakrotnie podciągnęła się do stania na nóżkach, jednakże nie ma jeszcze dobrze opracowanej techniki, kolejnej nowej umiejętności i po kilku sekundach stania z gracją ląduje na swoich szanownych czterech literach. Znając jednak jej upór to całkiem niedługo i tę umiejętność opanuje do perfekcji.
A ja? A ja wreszcie wczoraj zabrałam się do rozebrania choinki...Czas już najwyższy był. Poza tym nadrabiam trochę zaległości w lekturach, bo jak wspomniałam wcześniej dopchać się u nas do komputera to niemalże z cudem graniczy. Jakiś laptop by się przydał, albo netbook chociaż. Marzenie...



2 komentarze:

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania