piątek, 13 stycznia 2012

Piątek 13-tego pechowy? Nie!

Dzisiejszy dzień miałam dość intensywny. Zarówno w przebieraniu nogami jak i w pracy. Dziś ja zaprowadziłam małego do żłobka, gdzie dzieciaczki miały zorganizowaną zabawę choinkową, a obowiązywały stroje karnawałowe. Do sali wejść nie mogłam i zrobić zdjęć, zrobiłam je zatem przed wejściem. głupie miny Mateusza świadczą o wybitnie dobrym humorze. Rzadko chodzi tak zadowolony, powodem pewnie był fakt, ze przebrany był za jedną ze swoich ulubionych bajkowych postaci: Boba Budowniczego.


Zdjęcia zrobiłam i ciocia drzwi otworzyła, a Młody oszołomiony otworzył buzię. Usłyszałam "Mamo, ale dzieci psieblane !" Rzeczywiście, dzieciaczki były przebrane cudnie, a intensywność wzorów i kolorów mogła oszołomić każdego.
W pracy dość pracowity dzień, dyrektorka lekko dawała co niektórym w kość, a ja dostałam jakiejś głupawki, bo...zapomniałam stawić się na policję, gdzie miałam być przesłuchana jako świadek. Termin miałam na miniony poniedziałek.. Właściwie to nie jestem pewna czemu ta sytuacja mnie rozbawiła, ale faktem jest, że małpiego rozumu dostałam. Wykonałam telefon na policję, mam nadzieję, że obejdzie się bez konsekwencji.
O 14:00 poleciałam po małego, dodatkowo gnana ciekawością. Cóż, mój syn mały, bo mały, ale to jednak facet, więc nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Mati, fajnie było dziś w żłobku? - spytałam
- Taa
- A Mikołaj był?
- Taa
- A za co dzieci były przebrane?
- Nie wiem
- Tańczyliście?
- Taa
- I co jeszcze robiliście?
- Nie wiem
To sobie pogadaliśmy. Najważniejsze, że dziecko zadowolone i z torbą pełną słodyczy. Oczywiście w ramach nauki zdrowego odżywiania chyba.
Jako, że czasu miałam niewiele, bo musiałam przecież do pracy wracać, to włączyłam tryb przyspieszony. Pierworodnego dostarczyłam do babci i wyszłam. Byłam już niedaleko pracy kiedy zadzwonił telefon. Dzwoniła moja mama spanikowana, że Mati histeryzuje, coś chce, a ona nie może go zrozumieć. Dała mi rozhisteryzowanego bąka do telefonu i słyszę "Mamusiu leci mi dil" Mało nie parsknęłam śmiechem. wytłumaczyłam babci, ze dziecko chce, aby mu nos wytrzeć. I tym samym rozbawiona do pracy ponownie przystąpiłam.
Po powrocie czekała mnie niespodzianka. Moje młodsze dziecię postanowiło wreszcie ruszyć do przodu. Jeszcze nieśmiało, jeszcze powoli i nieporadnie, ale zdecydowanie do przodu. Jednym słowem Wikusia raczkuje! Musi jeszcze udoskonalić technikę, ale i tak jestem z niej dumna.

P.S. Przypominam, że można głosować na mój blog w konkursie na Blog Roku 2011. Sms o treści A00469 należy wysłać pod numer 7122. Mi zaliczy głos, a pieniądze zebrane z smsów przeznaczone są na cele charytatywne.

3 komentarze:

  1. Humor czuć nawet po tej stronie monitora :)
    Humor syna widoczny również gołym okiem :)
    Gratulacje dla Wiktorii! To krok w przód jakby nie było :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To sobie faktycznie pogadaliście ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczny z Mateuszka Bob, mój synek też lubił bardzo ta bajke;-D

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania