niedziela, 3 czerwca 2012

A wszystko przez...

Dawno mnie nie było. A dlaczego? A bo sobie czytałam. Prawie nie zerkałam na komputer, nie mówiąc już o czytaniu w internecie czegokolwiek. Czytałam tradycyjne, papierowe książki, bo tylko one, kiedy mam wolną chwilę, są w stanie odciągnąć mnie od komputera, który jest moją główną rozrywką w czasie przeznaczonym tylko dla mnie. Co mnie wciągnęło aż tak? Odkryłam książki  Ricka Riordana. Niby młodzieżowa półka, ale z ciekawości wypożyczyłam i...wsiąkłam. Przeczytałam trzy, z różnych serii, ale nie mogłam się oderwać. Przygoda, magia, mitologia, akcja, tempo...to coś dla mnie. Jutro wybieram się po kolejne tomy jednej z serii. Zatem dzisiaj, kiedy M. w trasie, dzieci śpią, buszuję sobie po internecie.

Miniony Dzień Matki był dla mnie podwójnie przyjemny, bo dostałam od swoich pociech laurki (w większości wykonane wprawdzie przez panie w żłobku), a Mati uraczył mnie znanym i mi z dzieciństwa, wierszykiem "Mamo, mamo cóż ci dam..." Powiedział bez zająknięcia, choć troszkę się przy tym śmiał, więc niektóre wyrazy troszkę niewyraźne, ale serducho moje i tak wymiękło i się wzruszyło.

Na Dzień Dziecka zdecydowałam się zakupić Mateuszowi jednak książkę, o której wspomniałam w poprzednim poście "Naciśnij mnie" I rzeczywiście książka ta wzbudziła w moim synku wielką ciekawość. Czytana była już wielokrotnie i niezmiennie wzbudza śmiech i radość z kropek.












Jednak dzień przed Dniem Dziecka dzieci w żłobku rysowały co chcą dostać na prezent. Nie musiałam nawet zerkać, żeby wiedzieć co było narysowane. I nie myliłam się, Mati, z pomocą żłobkowej cioci narysował auto. Szybka konsultacja z M. i dokupiliśmy Zygzaka, a dla Wikusi sorter Disneya, książka zaś jest prezentem wspólnym obojga. Wprawdzie młodsza jak tylko zostanie z książką sam na sam, to namiętnie próbuje ją skonsumować, ale na szczęście jeszcze jej się to nie udało i książka ma szansę przetrwać dłużej.

Tak pokrótce streściłam dwa najważniejsze wydarzenia, które miały miejsce od ostatniego postu, ale również dzień dzisiejszy obfitował w atrakcje. Zwłaszcza dla dzieci, bo dziś wybraliśmy się rodzinnie na tzw. "kulki". Ale była zabawa...Ja oczywiście biegałam z aparatem

































Muszę przyznać, że ta sala zabaw zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przede wszystkim wielkością. Na pewno będziemy tam stałymi bywalcami.


6 komentarzy:

  1. Właśnie też planuję zabrać małego na "kulki" i zastanawiałam się czy 22miesięczne dziecko nie jest na to za małe. Ale już widzę, że pewnie nie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla każdego malucha coś się znajdzie. Moja Wiki ma trzynaście miesięcy, a bawiła się świetnie, także zabieraj synka i również bawcie się dobrze:)

      Usuń
  2. piękna fotorelacja :D dzieciaki zadowolone :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadowolone. do tego stopnia, że Mati buntował się i nie chciał wyjść. Wikusia zaskoczyła, że już koniec jak ją włożyłam do wózka i wtedy dopiero urządziła koncert:))

      Usuń
  3. fajnie, że wróciliście :-) kulki....świetna sprawa! my chcemy Amelce kupić mały basen z kulkami na roczek!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawe zdjęcia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania