czwartek, 19 maja 2011

Mój, powiedzmy, zgrabny tyłek.

Zaczynam cieszyć się macierzyństwem. Mam na myśli to podwójne, bo pojedynczym cieszę się od dość dawna. Po ciężkich pierwszych dwóch tygodniach, wraca mi radość życia, choć oczywiście miewam kryzysy i kaprysy. Jednak nie mam zamiaru się z nich tłumaczyć, bo mnie się nerw należy i w żadnym wypadku nie zamierzam na stałe do mej twarzy uśmiechu na siłę przyklejać. Także lepsze i gorsze dni się zdarzają i zdarzać będą. Zdecydowanie humor mój się pogarsza, jak w zwierciadle odbijają się moje rubensowskie kształty, tym bardziej, że mam świadomość, że to lustro wyszczupla. Ale mam zamiar coś z tym zrobić. Na razie zatrzymałam się na poziomie tego "coś", a za czymś konkretnym przeszukuję sieć globalną zwaną internetem.
Przypuszczam zatem, że prędzej czy później się za siebie wezmę. Z doświadczenia wiem, że to pewnie będzie później, chyba, ze dostanę wcześniej jakiegoś motywującego kopniaka.
Na pewno takim kopniakiem nie będzie pewna uwaga, którą wczoraj usłyszałam.
Mianowicie wczoraj, późnym popołudniem, by nie rzec, że wieczorem wyszliśmy z dziećmi na dwór. Mateusz kilkugodzinny pobyt na świeżym powietrzu zaliczył wcześniej z tatusiem, ale ja podczas ich nieobecności najpierw próbowałam przez półtora godziny ululać Wiktorię do snu, a jak już usnęła, to zabrałam się za obiad.  Właściwie to za trzy obiady (taka miałam wenę!). Tym samym dla M. zrobiłam żeberka, dla Mateusza kartoflankę z dodatkiem drobniutkiego makaronu, a dla siebie klopsiki, bądź pulpety (jak je zwał tak zwał) z mięsa drobiowego z dodatkiem ryżu. Dla Wiktorii, póki co sama jestem obiadem, więc kolejne danie mnie ominęło. Niestety czas mi się skończył zanim zabrałam się za surówki, czyli chłopaki wrócili i Wiki się obudziła. Sporządzenie trzech dań to i tak wyczyn nie lada w moim wykonaniu, który zbyt często się nie powtarza i nie jestem w stanie przewidzieć kiedy znowu się powtórzy.
Na wspomnianym wcześniej spacerze, spotkałam się z opinią, że mam zgrabne nogi. To nic, ze opinia była wyrażone przez dwie, dość już wiekowe panie,w stanie wskazującym... Tak czy inaczej ich uwaga mile połechtała moje ego. Oczywiście zaraz podzieliłam się ową uwagą z M., na co on stwierdził, ze łydki mam owszem, owszem ( a cóż to znaczy?), gorzej z udami, których mam nadmiar (oj, czy musiał mi to przypominać?) Mina z lekka mi zrzedła, ale jeszcze dodał, ze mój tyłek zrobił się całkiem okrąglutki i zgrabny mimo wielkości. Hmm..nie zdradziłam mu, że pod spódnicą znajdują się gacie, które moje to i owo korygują. Niech już będzie ten mój tyłek w jego oczach krągły i zgrabny.

1 komentarz:

  1. skoro on Ci powiedział, że tyłek zgrabny, to z pewnością taki jest:)

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania