wtorek, 8 listopada 2011

Po drugiej rozmowie

Jakiś czas temu (będzie chyba ze trzy tygodnie) złożyłam do pewnej firmy CV. I tylko CV. Nawet zapytałam o list motywacyjny, ale usłyszałam, że niepotrzebny. Trochę dziwne, ale upierać się nie upierałam, bo nie lubię listów motywacyjnych pisać. Po złożeniu owego CV poszłam do domu i czekałam, czekałam dzień jeden, drugi, do końca tygodnia, końca miesiąca i nic, cisza absolutna. Uznałam, że widać do mnie nie zadzwonią.
Wczoraj jednak miłe zaskoczenie. Zadzwonili! Oczywiście jak już usłyszałam skąd dzwonią to uśmiech od ucha do ucha na twarzy mej zagościł, po czym lekko mina mi zrzedła. Po pierwsze miałam stawić się na rozmowę do głównej siedziby firmy, a to około 100 km od mojego miejsca zamieszkania, a po drugie na koniec usłyszałam "Proszę jeszcze rano czekać na potwierdzenie czy rozmowa się odbędzie" Odłożyłam słuchawkę lekko zdezorientowana. To w końcu będzie ta rozmowa czy nie będzie?
Oczywiście rano z niecierpliwością zerkałam na telefon. Zadzwonili! Potwierdzenie było. Jako, że M. dziś na miejscu to automobil załatwił, mama przyszła do Mateuszka, a my zapakowaliśmy Wiki i pojechaliśmy.
Jeszcze po drodze odwoziliśmy znajomego do miasta, które jest na trasie i przez to trochę nam czasu uciekło. Znajomy chciał pomóc, więc podał skrót. Pojechaliśmy zatem skrótem, tyle, ze okazał się on być prawie na całej długości rozkopany (czyt. roboty drogowe). Co chwilę trzeba było stanąć, bo przepuszczali wahadłowo. W samochodzie robiło się coraz bardziej nerwowo, bo już wiedzieliśmy, że się spóźnię na wyznaczoną godzinę. Próbowałam przekonać M., żeby nie przyspieszał, najwyżej się spóźnię. Ba, nawet wykonałam telefon z informacją co jest na rzeczy i usłyszałam, że poczekają. Ja swoje, M. swoje. Z tego wszystkiego przestałam się denerwować rozmową, a zaczęłam się denerwować samą jazdą. Spóźniliśmy się 10 minut. Biegiem pobiegłam do sekretariatu, gdzie pani przeprosiła mnie, że rozmowa się troszkę opóźni, bo prezes zajęty. A, to z samym prezesem mam rozmawiać. O żesz...nerw wrócił. Siadłam koło jakiejś babeczki i obie niewiele myśląc zaczęłyśmy rozmawiać. Pierwsze pytanie czy również na rozmowę. A i owszem, obie w tej samej sprawie byłyśmy. Potem rozmowa zeszła na temat ulubiony czyli...dzieci. I tak gadu, gadu i czas jakoś leciał, a czekałyśmy ...godzinę. W końcu czas nadszedł i rozmowy się rozpoczęły. Jak się okazało, w czeluściach korytarza, czaiła sie też trzecia osobniczka. I to ona pierwsza weszła, a ja ostatnia. Pan prezes okazał się bardzo miłym panem po 50-tce, a rozmowa tak naprawdę nie przypominała mi żadnych wcześniejszych rozmów, bo była bardziej osobista niż zawodowa. Padło nawet pytanie o dzieci i czy karmię piersią. I tu skłamałam, bo powiedziałam, że już nie karmię, bo muszę iść do pracy. Pan prezes zrobił mi nawet krótki wykład o dobrodziejstwie karmienia piersią i szkoda, ze jednak już nie. Mało buzi nie rozdziawiłam ze zdziwienia, bo rozmowa robiła się coraz dziwaczniejsza. Potem krótkie pytanie o wynagrodzenie i... wszystko w tym temacie. Mam czekać na telefon.
I telefon zadzwonił. W połowie drogi powrotnej z informacją, że jutro ponownie mam się stawić w siedzibie firmy ze świadectwami pracy, zaświadczeniami z kursów . Jutro również będę umówiona do lekarza, tak żeby 14 listopada móc się stawić do pracy. Ale jaja! Wszystko wskazuje na to, że mam pracę!

18 komentarzy:

  1. Gratuuuuuuuuuulacje!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. łooooooooooooo super świetnie extra :D GRATULUJEMY :D a teraz tylko trzeba zadzwonić do pana prezesa i powiedzieć "przemyślałam pana słowa na temat karmienia piersią,przekonał mnie pan -jednak będę karmić dalej" ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. No to gratuluję!!!
    Super:)
    Pozdrawima serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Serdecznie gratuluję:D I rozumiem, że praca na miejscu???

    OdpowiedzUsuń
  5. Madzik, tak, praca na miejscu 5 minut od domu :)

    DśuDusiu zostanę przy wersji niekarmienia...hihi...dobrze, że on na co dzień prawie 100 km ode mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. super, gratulacje i powodzenia! aby wszytsko poszło po Twojej myśli :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super!!! Gratuluję Justyna mama Łukasza.

    OdpowiedzUsuń
  8. No widzisz, ale super i jak szybko!!!
    Gratuluję z całego serca!!!
    Baaardzo się cieszę, ze Ci się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratulacje!Wiedzialam,ze sie uda:)

    OdpowiedzUsuń
  10. gratulacjeeeeeeeee:*************

    OdpowiedzUsuń
  11. SUPERRRRR!!! gratulacje!!!!!:))))

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale się u Ciebie dzieje!!!! Trzymam kciuki, żebyś poukładała życie codzienne... Gratuluję pracy! A z babciami to tak już jest... Znam z autopsji... Trzymaj się Złociutka!

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania