Budowaliście w czasach dzieciństwa domki z krzeseł i kocy? Bo ja tak. Zwłaszcza jak się z kuzynem zgraliśmy to mogliśmy pół dnia tak budować i udoskonalać.
To samo buduję moim dzieciom. I kiedy Mati bryka pod albo w domku, to Wika szuka gdzie by się tu wdrapać. Fotele i ława obłożone kocami powodują, że diabli wiedzą gdzie dziura jakaś, więc akrobatkę ściągamy i pokazujemy jej,że ma wleźć pod, a ona znowu na przekór włazi na.
Dziś od rana Młody marudził, żeby mu znowu zbudować domek z tunelami. Ze wzgledu na ograniczoną ilość kocy, to z tymi tunelami bywa różnie, ale czasami coś tam wymyślę. Do pomocy zawezwałam małą ławę stojąca pod ścianą, wpasowaną w meblościankę, której to zresztą jest częścią.
Zajęta budową, nie zauważyłam, że ta mała małpa, będąca moją małą córeczką, wlazła na tą ławę. Zorientowałam się w momencie huku i ryku wydobywającego się z gardzieli córki mej.
Odwróciłam się i ujrzałam dziecię zaklinowane w przewróconej stoliku, między blatem, a dolną półką. Wyjęłam ją pospiesznie. Bałam się czy żebra całe, bo z bólu aż podskakiwała. Powyła może z minutę, po czym ześlizneła się z mych kolan i dawaj z powrotem na to ustrojstwo. O nie, nie, moja panno.
Młodą zabrałam z ławy, a ławę odstawiłam z powrotem pod ścianę. Wiktorii zdecydowanie fakt ten nie przypadł do gustu i rozdarła się w akcie protestu.
Zajrzałam jej pod koszulkę i jak zobaczyłam tworzący się twór to mi się słabo zrobiło. Z zamrażalnika wyciągnęłam mięcho i przyłożyłam do stłuczenia.
Na szczęście pomogło na tyle, że nie rozlał się krwiak na pół pleców, a zostało "jedynie" mocne otarcie od mocnego uderzenia.
Całe szczęście, że tylko tak się skończyło. Ale małej i tak to nic nie nauczyło, bo dalej się wdrapuje. Na szafki dla odmiany.
Przy wieczornej kąpieli, odkryłam wielkiego siniaka na przedramieniu Mateusza. Okazało się, że z tą ławą miał on podobny wypadek wczoraj. Tyle, że mnie wczoraj przy tym nie było, więc nie byłam świadoma owego zdarzenia.
Wredną ławę chyba przykleję do ściany. Bo dzieci nie mogę, a czasem przydałoby się ich jakoś okiełznąć.
Podobno można przywiązać do kaloryfera, dzieci - nie ławę ;)
OdpowiedzUsuńDo naszych kaloryferów za bardzo sie nie da :)Aczkolwiek pomysł nie raz zakwitł w głowie :)
UsuńŻywioł:) Dobrze, że tylko tak się skończyło!
OdpowiedzUsuńCałe szczęście :)
UsuńJa kiedys do takiego domku z koców wzięłam lampkę bez klosza i wypaliłam dziurę w kocu ;o)
OdpowiedzUsuńO proszę, też widzę miewało się pomysły :)
UsuńOj u mnie tzw. namioty są na porządku dziennym, kocy też niewiele, więc wykorzystujemy prześcieradła, te z gumką :). Co do siniaków, moje dzieci nie raz wyglądają jakby potrzebowały interwencji opieki społecznej, choć my, rodzice, oczywiście nie mamy z tym nic wspólnego :)
OdpowiedzUsuńPrześcieradła! Że tez ja nie wpadłam na to:)
UsuńCo za wredna ława. Ja to bym chyba zawał przeżyła w takiej sytuacji. Niech się szybko zagoi!
OdpowiedzUsuńJa byłam bliska zawału. sinior jest porządny, ale dzięki interwencji z mięchem, stosunkowo niewielki.
Usuńbudowaliśmy budowaliśmy ! :)
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że wiele z nas w to sie bawiło :)
UsuńNamioty w pokoju...uwielbiałam ! ;)
OdpowiedzUsuń