Wczorajszy ranek był jak zwykle hałaśliwy. Moje próby uciszenia Mateusza czy Wiktorii spełzły na niczym. M. zatem nie pospał tyle ile by chciał po 24 godzinach jazdy.Cóż, przy dwójce małych dzieci, cisza jest praktycznie nierealna. Zaspany M. przyszedł do kuchni, gdzie ja akurat szykowałam śniadanie. Wyjrzał przez okno i zawołał: O! Kopara!
Na to hasło młody porzucił wszelkie krzyki, okrzyki i zawodzenie i pędem zameldował się w kuchni na siedzisku. Za nim, nieporadnie biegła Wiktoria, która również chciała się na siedzisko wdrapać. I tu przydała się pomoc taty. Kilkanaście minut, we trójkę, obserwowali pracującą koparę. Mateusz postanowił sobie dodatkowo obserwację urozmaicić i zaczął bawić się chusteczkami higienicznymi, które wyjmował bezpośrednio z kartonika. M. raz mu zwrócił uwagę, drugi raz zwrócił uwagę, za trzecim razem ostrzegł, że wyjdzie z kuchni jak nie przestanie. Mati dalej swoje. Zgodnie z zapowiedzią M. wyprowadził Mateusza z kuchni. Pierworodny uderzył w lament, bo on chce koparę oglądać. Tata nieugięty...ale też i złośliwy, bo po kilku minutach zaczął komentować mniej więcej w tym stylu O, kopara się odwraca i jedzie do wywrotki. O, a teraz spychacz pracuje" i tak kilka zdań. W międzyczasie Mateusz, zaciekawiony z powrotem był w punkcie obserwacyjnym. M., zapewne oczekując przeprosin, spytał małego:A kto ci pozwolił tu przyjść? Zamiast przeprosin usłyszał od synka: Nie będę z tobą rozmawiał.
W okolicach przygotowań do obiadu z brzdącami byłam już sama. Obierałam ziemniaki, a młodzież w tym czasie bawiła się. O dziwo w zgodzie, bez pisków i wrzasków. A, że zabawa odbywała się w przedpokoju to co jakiś czas, kątem oka zauważałam fragment ubrania moich dzieci. Spokojnie sobie wobec tego obiad przygotowywałam, aż w końcu ta ich zgodność zaczęła mnie intrygować i do przedpokoju zajrzałam już nie tylko kątem oka, ale używając obu oczu. I postawiłam je w słup.
- Mati, co wy robicie ?- spytałam
- No przecież pracujemy - usłyszałam w odpowiedzi.
Mnie, zasadniczo dość wygadanej, zabrakło słów, ale przez głowę myśl przeleciała "No jasna cholera, dopiero co posprzątałam"
Efekt "pracy" moich dzieci można podziwiać poniżej.
Oczywiście od razu kazałam Mateuszowi posprzątać i o dziwo nawet nie protestował. Przy butach pomogłam ja, ale zabawki dzieci sprzątały same, choć wyglądało to trochę komicznie, bo Mati zabawki wynosił, a Wikusia przynosiła z powrotem. Po kilkukrotnym wytłumaczeniu małej co ma robić ochoczo przystąpiła pracy, efektem której był znowu porządek.
Ładnie pracują Twoje dzieci! Prawdziwe słodziaki z nich! :D
OdpowiedzUsuńSuper!:):)
OdpowiedzUsuńAle jakie wspomnienia :) I mama zdjęcia zrobiła i opowie dziciom potem jak to ciężko pracowały hihi :)
OdpowiedzUsuńJakie swojskie klimaty, zupełnie jakbym swoje maluchy widziała :-)
OdpowiedzUsuńnie ma co kawał dobrej roboty odwalili hehehe :D sanki late ! bosko :D
OdpowiedzUsuńTo nie sanki, to fragmenty półki na buty, nowa półka jest już zamówiona:)
UsuńBardzo ładny bałaganik:D
OdpowiedzUsuńPrzy tak kreatywnych dzieciakach nigdy sie chyba nie nudzisz :) ?Fajnie się czyta Te Twoje opisy - tekst " Nie bedą z Tobą rozmawiał" położył mnie na łopatki !
OdpowiedzUsuńMasz wspaniałe dzieciaki, żałuję, że moje tak szybko wyrosły !
Pozdrawiam ciepło
Dziękuję.Rzeczywiście, przy moich brzdącach nie nudzę się w ogóle.
Usuń