poniedziałek, 3 października 2011

Pierwszy dzień w żłobku

Nadszedł długo oczekiwany przeze mnie dzień. Mój mały synuś poszedł do żłobka. Jako, że wydarzenia ostatnich dni, nieco nadszarpnęły moją psychikę, z malcem wysłałam M. Bałam się, że nie udźwignę tego stresu i pęknę, a lepiej żeby Mati mamy łez nie widział. Przed wyjściem powiedziałam mojemu M., ze dziecię nasze ma trafić do III grupy. Po 20 minutach dzwoni telefon. Okazuje się, że Mati ma jednak iść do grupy IV. Lekki chaos, ale na szczęście opanowany w miarę szybko Z nerwów zaaplikowałam sobie melisę, tak dla zachowania zdrowych zmysłów. Kręciłam się po domu jak ogłupiała, nie mogłam tak naprawdę na niczym konkretnym się skupić, więc wzięłam Wiktorię i wyszłam. Poszwendałam się po mieście w kierunkach różnych, po czym przysiadłam na ławce w pobliżu żłobka. Wcześniej kupiłam sobie SHAPE i zagłębiłam się w lekturze. w każdym razie próbowałam się zagłębić. W końcu w granicach godziny 12:00, po wykonaniu telefonu do M. i jego przybyciu, poszliśmy po małego.
Pani oznajmiła nam, że popłakiwał i trzeba było go zabawiać, po czym przyprowadziła mojego przestraszonego chłopca. Chyba do końca życia nie zapomnę tego jego spojrzenia. Przytulił się do mnie i zapytał o tatę, a zobaczywszy go, po chwili uśmiechnął się.
Ze stresu mały w żłobku nic nie zjadł, ale byłam przygotowana i w drodze do babci wszamał pączka i bułkę maślaną. Oświadczył, że jutro do żłobka też pójdzie. Może tak źle nie będzie?
Idąc rozmawiałam z nim wypytując oczywiście o żłobek:
- dużo dzieci w żłobku?
- taa
- a bawiłeś się z dziećmi?
- taa
- a z jakimś kolega się poznałeś?
- taa
- a jak kolega ma na imię?
Tu Mati się chwilę zastanowił i oświadczył:
- Yyy...chiba "łopieć"
Roześmiałam się serdecznie z tego "imienia". Oj ten mój mądrala. Szliśmy dalej, powiedzmy, że dyskutując, kiedy na drodze pojawiła się psia kupa. Ja do małego:
- Uważaj! Brzydka psia kupa leży, fuj!
a Mati na to:
- Wciale nie bzidka, ładna kupa - odpowiedział.  No rozwalił mnie tym tekstem.







4 komentarze:

  1. Ale się uśmiałam wieczorową porą :) Masz niesamowitą lekkość pisania i czytelny przekaz. Wybacz, że nie komentuję na bieżąco, ale jako wyrodna kobieta wyzbyta instynktów macierzyński (choć nie do końca chyba z mojej winy) również mam problemy z czytaniem o dzieciach. Nie będę się rozpisywać w uzasadnieniach. Bardzo mi się jednak podoba, że potrafisz to tak wszystko pięknie opisać.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedaczek się na stresował :( , no ale historia z psią kupką przebiła wszystko :D

    OdpowiedzUsuń
  3. szkoda że się zestresował, ale imię kolegi rozbroiło mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba jednak niźle sobie poradził!
    Każda matka to przeżywa niestety, a dzieciaki pewnie mniej od nas ;)

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania