Zakręciłam się jak słoik. Dopiero jak zaczęłam czytać blogi, w których to są wzmianki o przedszkolakach to przecież, jakże mogłam o tym nie wspomnieć, ja też mam w domu przedszkolaka.
Tyle, że mój przedszkolak płynnie przeszedł ze żłobka, więc zmian w zachowaniu nie zauważyłam. Młody przyjął do wiadomości zmianę instytucji i tyle. Wczoraj, pierwszego dnia, wmaszerował do sali, złapał za nogi wychowawczynię i przedstawił jej się, nie zerknąwszy na mnie, stojącej w drzwiach, nawet na pół sekundy. I tyle. Oczywiście jak odbierałam Młodego to wychowawczyni do mnie "Synek chodził do żłobka, prawda?" Uzyskując odpowiedź twierdzącą, dodała "Od razu widać, zna zasady i jest bardziej samodzielny". Dumna byłam jak paw.
Wracając do domu oczywiście próbowałam z niego coś wycisnąć, zadając sławetne pytanie "Jak było w przedszkolu?", Mati krótko i treściwie zdał relację: "No bawiliśmy się" . A, że ja z gatunku drążących temat, to w domu zaszantażowałam, że jak mi nie powie, to nie dostanie lubisia. Na co moje dziecko:
- No już mówię. Bawiliśmy się samochodami, wywrotką, pociągiem, koparą - i poleciał po lubisia.
Cholera mała no.
Kolejna próba:
- Mati, a bajki pani czytała? - spytałam, bo może tym sposobem powie coś więcej
- Nie
Niewiele się dowiedziałam, ale skoro młody wyraził chęć dalszego uczęszczania do przedszkola, to wnioskuję, że jest fajnie.
Więcej emocji było u Wikusi, bo Młoda przeszła do starszej grupy. Część dzieci przeszło z nią, a część jest nowa. Jak weszliśmy do żłobka to przeżyłam wstrząs. Harmider, ogólny hałas i histeria. Przebrałam małą i zaprowadziłam do sali. Dwóch chłopców z wielkim rykiem, próbowało umknąć opiekunce. Wikusię aż cofnęło, ale weszła, choć oszołomiona. Ja byłam zszokowana tym całym bajzlem, to co dopiero takie małe dzieci. Ponoć popłakiwała, bo "nowe" maluchy histeryzowały i po prostu tym "bywalcom" się udzieliło. Wyobrażacie sobie dwadzieścia osiem sztuk wyjców? Jakiś koszmar.
Dziś harmider jeszcze większy, bo te co wczoraj nie płakały, to dziś wiedziały o co kaman i dawaj ile sił w płucach. Na szczęście dzisiaj Wiki pomaszerowała dziarsko i z uśmiechem. Uff... Ulżyło mi.
Widzę, że masz wesoło:)))
OdpowiedzUsuńA to fakt, bywa wesoło:)
UsuńWercia poszła do zerówki-ma 5,5 roku, więc bałam się trochę, tym bardziej, że żadna z córek nie chodziła do przedszkola. Ona luzik całkowity-może tam siedzieć cały dzień. Nawet śniadanko całe zjada :)))
OdpowiedzUsuńZaraz, jak ją odbieram to pytam, jak było. Na to ona niezmiennie: nie pamiętam:)))