wtorek, 5 listopada 2013

Apetyt na paznokcie

Mniej więcej od dwóch miesięcy młoda rzuca się żarłocznie na swoje własne paznokcie.
Oczywiście zaraz zaczęliśmy zwracać jej uwagę i oczywiście tyle tylko, że sobie pogadaliśmy.
W osłupienie jednak wprowadziła nas Wika siadając w pozycji jogina i pakując sobie do osobistej paszczęki palce u nóg.
Zdecydowaliśmy się na działanie.
I mi i M. gdzieś tam o uszy obiło się, że jest jakiś gorzki specyfik, który rzekomo ma wspomóc walkę z obgryzaniem paznokci.
Poszłam do apteki, gdzie się okazało, że i owszem jest , więc zakupiłam.

zdjęcie ze strony doz.pl
Uzbrojona w to gorzkie ustrojstwo, sama dobrałam się do jej paznokci. i Wiki nawet z zainteresowaniem patrzyła jak jej je "maluję" .
Po wszystkim obserwowałam małą, przez dłuższą chwilę nie działo się nic. W końcu znowu swoje pazurki do buzi wpakowała i szybko wyjęła z krzywą miną.
Omal nie wydałam triumfalnego okrzyku.
Okazało się jednak, że radość moja przedwczesna była. Nie tylko paznokcie były gorzkie, bo cokolwiek dotknęła czy rękami, czy już buzią to od razu się krzywiła.
Zatem nie jadła i nie piła, bo wszystko miało paskudny gorzki smak.
Jak mi się spragnione dziecko rozpłakało i zaczęło sobie gorzkimi palcami czyścić gorzki język, żeby się napić wody z sokiem z już gorzkiego kubka, to powiedziałam basta.
Poszłam umyłam jej ręce, buzię, zęby i do innego kubka picie zrobiłam.
Jeszcze kilka minut zajęło mi przekonanie jej, że picie już jest dobre.

Sama po jakimś czasie złapałam za zostawiona kanapkę i plułam nią dalej niż widziałam.
Zatem dla 2-letniego dziecka tego specyfiku nie polecam.

Problem jednak pozostał.
Młoda dalej obgryza.

Ostatnio M. zapowiedział Wiktorce, że paluszki już tak pogryzła, że trzeba im plasterek założyć. I założył.
Przez kolejną minutę zamiast paznokci, to zębami skubała plaster, żeby go zdjąć, co oczywiście zakończyło się sukcesem. Jej sukcesem.
Podziałało na dwa dni, bo za każdym razem jak pytaliśmy czy założyć plasterek to wyciągała palce z buzi stanowczo mówiąc "Nie!"

Problem zatem nadal jest, a nam pomysły się skończyły. Jak tylko widzimy, że obgryza to podchodzimy wyciągając jej palce z buzi. I szukamy dalej metod.

Co może być powodem obgryzania? Problemy emocjonalne, z którymi dziecko sobie nie radzi.
Domyślamy się co może być powodem i staramy się temu zaradzić, ale to troszkę potrwa. Póki co, staramy się dużo czasu z nią spędzać, tylko z nią się bawić i tylko jej poświęcać czas. I to też pomaga, bo odwraca jej uwagę od paznokci.

Mamy nadzieję, że nie stanie się to jej stałym nawykiem i z czasem, z naszą pomocą go pokona.










1 komentarz:

  1. wszelkie "specyfiki" nic nie pomogą: sama walczyłam z swoim obgryzaniem pazurów wiele lat, zaliczyłam gorzkie lakiery, plastry, pieprz i musztardę (tak, i takich sposobów się moi rodzice łapali). Gryźć zaczęłam jak tylko poszłam do zerówki i tak mi zostało. Jedynie jeden okres, gdy nie gryzłam paznokci dłużej niż miesiąc: był to czas, kiedy córa śmigała w pieluchach. Myśl, że po zmianie pieluszki jakaś drobina fekalii może zaplątać się pod paznokieć skutecznie odciągała moje ręce od ust :)
    Obecnie znów gryzę, i widzę dla siebie jeden ratunek: sztuczne pazury (kiedyś kleiłam i gryzienie plastiku mi nie pasowało, też się więc coś tam udawało wyhodować, ale to tylko na krótko).
    Jedno wiem na pewno: gryzienie pazurów u mnie wiąże się z nerwami.
    Niestety, córa w momencie, gdy zaczęła chodzić do przedszkola też zaczęła gryźć paznokcie i ze wstydem przyznaję: nie walczę z tym. Niby jej tłumaczę, że to brzydko, że niezdrowo, ale wątpię w jakiekolwiek efekty. Córa to taki sam nerwus jak ja, i chyba jedynie farmakologiczne uspokajanie by pomogło: a że na razie nie ma potrzeby leczenia jej nadpobudliwości, to po prostu przymykam oczy i pozwalam jej gryźć.

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania