środa, 13 listopada 2013

Kiedy rodzice chcą mieć czas dla siebie.

Zasadniczo rodzicielski czas nadchodzi wraz z momentem kiedy dziatwa zaśnie, najczęściej wieczorową porą. Choć zdarzają się i dzienne wyjątki. Ale to wyjątki właśnie. Zbyt rzadkie, żeby brać je pod uwagę.

Czasami jednak chciałoby się, mimo wszystko, mieć czas dla siebie w ciągu dnia. Ot, tak po prostu. nie czytać dzieciom bajek, nie oglądać z nimi bajek, nie budować wież, ani nie ścigać się samochodami.
Marzenie prawda?
Udało mi się je spełnić, choć na krótka chwilę.
Wczoraj M. jechał w trasę, więc musiał sie po południu położyć. Ja miałam ochotę poczytać, ale Młoda wykrzykiwała, że chce Dorę, a jak na złość nie leciała akurat na Nick Jr, młody chciał grać, ale bez przerwy potrzebna mu była pomoc.

W końcu machnęłam ręką na niepedagogiczną moc komputerów i pozwoliłam




a sama zasiadłam do czytania


Na moim skromnym smartfoniku zwanym Sony Xperia J czytałam sobie "Blog" TomkaTomczyka. Przez pół godziny! Aż dziw mnie bierze, że me oczy wytrzymują taki druk bez lupy. Jeszcze  ze wzrokiem mym jest nieźle.
Dzieci przez ten czas oglądały bajki, Wiki "Dorę" a Mati, w wersji oryginalnej, "Toboty"

Po półgodzinie znudziło im sie i zawołali ciastolinę. I niby nadal bawili sie sami, ale juz bardziej mnie angażowali, bo trzeba było zrobić kulkę, robota, włożyć bądź wyjąć jakąś foremkę, ale nadal udawało mi się czytać. W pewnej chwili na dłużej wzrok skupiłam na czytaniu a jak go podniosłam, oczom moim ukazał się krajobraz po bitwie. Ciastolina, pięknie pokrojona w kawałeczki walała się wszędzie. A młodzież, zasiadłszy na ławie, oglądała sobie z zainteresowaniem "Dalej, Diego"  w telewizji, wykazując mniejsze, a nawet żadne zainteresowanie przez siebie stworzonemu bałaganowi.

Nadszedł zatem nieuchronny koniec czytania, na rzecz sprzątania, a przede wszystki obudzenia M. do pracy. Już nie było sielankowo, bo dziatwa odmawiała współpracy przy zbieraniu  i nawet zagrożenie wciągnięcia ciastoliny w otchłań odkurzacza nie do końca ich przekonała.
Wystarczyło jednak odkurzacz wyjąć i realne zagrożenie utraty ulubionej masy plastycznej spowodowała, że w tempie ekspresowym dzieciaki posprzątały ciastolinę. Oczywiście i tak sporo do odkurzacza trafiło, ale jeszcze do zabawy mieć będą całkiem słuszną aczkolwiek już wysłużoną porcję o kolorze nieokreślonym.

5 komentarzy:

  1. my też lubimy zabawy ciastoliną, ale na szczęście Maksiu na pomysł bitwy na szczęście jeszcze nie wpadł, może dlatego, że nie ma z kim poszaleć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama lubię się ciastolina bwić, więc nie dziwię się, że dzieci też. Zawsze coś nam spadnie, ale wczoraj to...nawet moją wyobraźnię przerosło. Mea culpa, to ja jestem od pilnowania i reagowania, ale się zaczytałam.

      Usuń
  2. Ciastoliny Osinkowi jeszcze nie dawałam. Też lubię mieć taką chwilę wytchnienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. polecam! Moi się świetnie nia bawią dopóki oczywiście im sie nie znudzi. Wczoraj przegapiłam moment znudzenia i zastałam to co zastałam.

      Usuń
  3. A ja też tak robię :P W sensie puszczania bajek dla wypicia kawy w 10min a nie w 2min ;D

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania