Wczorajszy Dzień Dziecka minął nam jak nie dzień dziecka. Do południa było wściekle zimno, a i deszcz od czasu do czasu lubił się pokazać. Kicha jednym słowem. W końcu moja mama, która dopadły boleści wątrobowe, zarządziła, że jednak z Matim wyjdzie, bo przecież z cukru nie jest. A ona koniecznie do apteki iść musi. Uznałam, że faktycznie aż tak nie leje, żeby zabronić im wyjścia. Babcia z wnukiem poszli, a ja z Wiką zostałam. Nie minęło 10 minut jak się pokazało słońce i tak już zostało. Wobec tego Mati został na dworze dłużej, jedynie piłkę z balkonu musiałam rzucić, bo rozrywki brakło. Dziecię było mega zadowolone.
Pogoda się rozpogodziła, a ja z racji mojego lenistwa, nieogarnięcia tudzież dezorganizacji, nadal siedziałam w koszuli nocnej. W pewnej chwili wpadłam na genialny moim zdaniem pomysł, że się może jednak ogarnę i z młodszym dzieckiem też wyjdę. Jednak zanim pomysł ów zrealizowałam, to mama z synkiem wrócili do domu. A więc znowu klapłam, z wdziękiem hipopotama, na krzesło i dalej w tej koszulinie koczowałam.
Wikunia coraz częściej i chętniej przebywa w leżaczku
Teoretycznie mogłabym spożytkować ten czas jej leżakowania na ogarnięcie czegokolwiek...i nawet miewam chwilowe zapędy, ale krótkotrwałe, bo zawsze coś ciekawszego do czytania w internecie znajdę. Irytuje to bardzo mojego M. i w sumie wcale mu się nie dziwię. Mnie też by irytowało.
Także z Dnia Dziecka to chyba ja skorzystałam, bo nic nie zrobiłam i w koszuli do końca po domu paradowałam.
Dzisiejszy dzień za to zarządziłam urzędowy. Mianowicie czas najwyższy było PESEL Wiktorii odebrać, bo już się dwie instytucje o niego upominały, a przy okazji wyprostowaliśmy akt urodzenia Mateusza, z którego wynikało, że ojciec uznał dziecko rok przed urodzinami. Pani w USC próbowała mi nawet wcisnąć, że są ojcowie, którzy uznają dzieci już w łonie matki. W łonie to może i tak (choć przypadku takiego nie znam), ale na pewno nie przed poczęciem. ale niech jej tam będzie. Błąd poprawiony to najważniejsze. Trzecią sprawą było wzięcie wniosku z MOPS-u o becikowe. Jutro trzeba będzie zanieść wreszcie dokumentację.
Także dzisiejszy dzień spędziliśmy w połowie produktywnie, a w drugiej połowie trochę mniej. bo znowu zamiast doprowadzać dom do stanu używalności, to spędzam czas przed komputerem. A co!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania