niedziela, 1 września 2013

Goście, goście...

Od tygodnia mamy w domu gości. Tym samym ilość sztuk w naszym domu się podwoiła. Przez chwilę było chaotycznie, ale po dwóch dniach przywykłam. Bo jak nie przywyknąć do luksusu, że ktoś inny obiad gotuje? Szwagierka, w przeciwieństwie do mnie, gotować lubi, więc chętnie w kuchni urzęduje, a ja robię w większości przypadków za zmywarkę.
Niezmiennie  zadziwia mnie ilość i częstotliwość garów do umycia, a także znikający papier toaletowy.

Mój synek i jego, o rok starszy brat cioteczny, razem wojują, bawią się i rozrabiają, choć muszę przyznać, że W. jest dużo bardziej spokojny od mojego rozbestwionego pierworodnego.
A Wiki upatrzyła sobie 12-letniego starszego brata  i same z A. jesteśmy zaskoczone jak oni się świetnie dogadują.

Wiki jest ulubienicą wszystkich, a Mati ...hmm...trochę dokuczliwy jest. Zaczepia i psoci, więc najczęściej jest przywoływany do porządku.

Wczorajszy dzień obfitował w wydarzenia, aczkolwiek nie wszytko co zaplanowane nam wyszło.
Chcieliśmy np. żeby chłopcy przejechali się po poligonie czołgiem. Niestety, czołgista zachorował i plan wziął w łeb.


Pojechaliśmy zatem do Skansenu Morskiego gdzie mieliśmy okazję nie tylko popatrzeć, ale i zwiedzić dwa okręty: okręt patrolowy ORP "Fala" i kuter rakietowy ORP "Władysławowo"






W ciasnocie wnętrz niewiele zdjęć udało mi się pstryknąć, bo oprócz zdjęć zezowałam w stronę dzieci, mimo, że obok byli tata i ciocia. Nawyk, niestety silniejszy ode mnie, bo byłam koszmarnie spięta, bojąc się, żeby nie daj Boże, któreś nie spadło pod pokład. Doszłyśmy do wniosku z A., że całe szczęście, że wszystkie drzwi pootwierane, bo byśmy się klaustrofobii w tych ciasnych pomieszczeniach nabawiły








 
Niestety, pogoda nam się trochę zepsuła, więc popołudnie zakończyliśmy w "kulkach" gdzie dzieci wyszalały się, a my siedliśmy w fotelach z kawą i próbowałyśmy się odprężyć.
Próbę ta skutecznie uniemożliwiła Wika, która wspięła się na wyżyny...


...po czym wykonała skok w dół z wysokości 1,5 metra, może trochę wyżej. Skok ten widział facet, którego automatycznie wryło w podłogę. Jego zszokowana mina wzbudziła mój niepokój, a także niepokój u pracownicy sali zabaw. Pobiegłyśmy, niemalże równocześnie, sprawdzić co z Wiką. No cóż, właśnie gramoliła się z kulek, z miną troszkę niepewną, ale wszystko było w porządku. Kiedyś przez to moje młodsze dziecko zawału dostanę.
Później Wika była już zdecydowania ostrożniejsza.




Dzień zaliczyliśmy do udanych.

2 komentarze:

  1. Takich gości tylko pozazdrościć ;) Do mnie jak przyjadą to na wakacje i musisz koło nich skakać ... Fajnie, że wycieczka udana ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też ten dzień zaliczyłem do udanych :)

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania