sobota, 9 lipca 2011

Duszno i prawie porno

Wczoraj M wyruszył w trasę, więc dziś z odsieczą przybyła moja mama. Ledwo w drzwi weszła to zakomunikowała, ze dziś z dzieciaczkami trzeba wyjść szybciej, bo później będzie bardzo gorąco. Udało nam się wyjść jeszcze przed dziesiątą. Rzeczywiście, już się czuło, ze dzień będzie upalny i nie tylko, bo chyba nie zdążyliśmy dojść do końca bloku jak już się lepiłam, bo wysoka wilgotność powietrza była.
Oczywiście obrałyśmy kierunek na morze. Woda gładka jak tafla...Oj chętnie bym się tak zanurzyła w wodzie przy takiej temperaturze. Niestety brakuje mi podstawowej rzeczy, a mianowicie stroju. Bez tego nie da rady, a do plaży dla nudystów odległość znaczna, zresztą zwolenniczką pokazywania jak mnie Pan Bóg stworzył nie jestem. Zakiełkowała mi jednak myśl, żeby takowy strój sobie zakupić. Mam nadzieję, że do końca sezonu z kiełkującej myśli wykluje się jakiś przyzwoity strój kąpielowy.
Przed południem byłyśmy z dzieciaczkami  w domu, a popołudniu ponownie urządziłyśmy sobie kurs, ale tym razem po parkach w centrum.Trochę ich jest mniejszych i większych. Mateusz zachowywał się na granicy normy, więc nawet obydwa spacery do przyjemnych zaliczam. Ita na obu spała, z wyjątkiem końcówki spaceru nr dwa, bo wtedy postanowiła się obudzić i domagać żarełka.
Byłyśmy akurat blisko miejsca, gdzie lubię z nią przysiąść i ją nakarmić, bo znajduje się ono w podwórku i niedaleko jest plac zabaw, gdzie mój pierworodny, pod babcinym okiem mógł się wyszaleć. Z reguły ludzi w tym miejscu nie ma, albo raczej na nich po prostu nie trafiałam, ale tym razem ludź był. Zresztą siedział na "mojej" ławce w postaci starszej pani. Wobec tego zasiadłam na ławce, powiedzmy, że prawie na przeciwko pani starszej. Wyjęłam moje drące się dziecię z wózka, przystawiłam do piersi, przykrywając się przy tym pieluszką tetrową. Nie będę udawać, że jak karmię, to wpatruję się tylko i wyłącznie w moją córcię. Absolutnie nie. Właśnie wtedy, jak najbardziej się rozglądam, więc spojrzałam również na panią siedzącą na ławce na przeciwko. Uśmiechnęłam się do niej grzecznie (bo nawet udaje mi się czasem być pogodną), ale pani w odpowiedzi przyszpiliła mnie zgorszonym wzrokiem. O, żesz ty jędzo! Normalnie zeźliła mnie i nawet przez chwilę, miałam ochotę zdjąć pieluszkę i pokazać matkę karmiącą w całej okazałości. Patrzyła na mnie jakbym co najmniej na golasa na ławce kankana tańcowała. Dałam sobie na wstrzymanie jednak, bo nie zamierzałam tracić przez jędzę humoru.
Długo jednak nie posiedziałyśmy z małą, bo dorwało mnie końskie robactwo i dwukrotnie użarło. Na szczęście Wikunia już się najadła i mogłyśmy stamtąd się ewakuować.
Po drodze zaliczyliśmy jeszcze szybkie lody. Właściwie to ja je zaliczyłam, bo mama na dukanie, Mati może z pół łyżeczki zjadły i uznał, że "zimde", po czym przestał się lodem interesować, a zaczął obserwować pałętające się na ziemi robactwo. A było tego mnóstwo. Dlatego też, razem z mamą zarządziłyśmy powrót do domu, żeby małemu, w związku z licznym robactwem jakiś szalony pomysł nie wpadł do głowy.

2 komentarze:

  1. trzeba było pokazać, niech ropucha zazdrości jędrnych krągłości ja bym pokazała.
    ps. dziś w tvn24 omawiali wyniki badań z których wynika że dukan zwiększa ryzyko zapadalności na wiele schorzeń m.in. nowotwór piersi. może warto mamie inna dietę znaleźć?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hafija, moja mama od lat próbuje się odchudzać, nic jej nie pasowało, póki nie trafiła na dietę Dukana. Jest na niej miesiąc, nie chodzi głodna i schudła 6 kg...Nie sądzę,żebym ją przekonała do innej diety, tym bardziej, że zaczęła jeść nabiał, który wcześniej jadała bardzo sporadycznie.

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania