Po 45 minutach od wyjazdu z domu M. zadzwonił, że Mati zostaje na oddziale, że odwodniony i podłączyli go pod kroplówkę.
Zadzwoniłam po mamę do Wiktorii i zaraz po jej przybyciu poczłapałam do szpitala.
Mój synek blady leżał w szpitalnej pościeli aż mi się serce ścisnęło.
M. szybko przekazał mi informacje i poszedł zmienić mamę.
A ja zostałam z dzieckiem i krzesełkiem do dyspozycji.
Tylko krzesło?!!!
Szok.
Okazało się, że oddział jest tak przepełniony, że na nic innego nie mogę liczyć.
No to usadowiłam szanowną swoją na twardym krześle i jakoś noc przetrwałam.
O spaniu mowy nie było, choć chcąc nie chcąc głowa od czasu do czasu poleciała niejednokrotnie waląc w metalowy pręt przy łóżeczku.
Czy ja wspomniałam, że mój czteroletni synek dostał niemowlęce łóżko?
* * * *
Nadszedł poranek, a wraz z nim chaos. Mega chaos.
Przyszła do nas jakaś mega przemądrzała lekarka. I ponformowała nas, że w próbce kału wykryto rotawirusa..
Jeszcze coś dodała i poszła.
Wykonałam telefon do M. poinformowałam co na rzeczy, po czym sama zostałam poinformowana, że przy nim kału żadnego Mateuszowi nie pobierano. Hmm? Przy mnie też nie, więc skąd wynik?
Pomyłka!
Przeciez taki chaos na oddziale, że zdarza się prawda, proszę pani?
Ale juz zleciliśmy badanie.
No to zaczęła sie akcja łapania wodnistej kupy. Na szczęście zakończona sukcesem, ale daruję sobie szczegóły.
* * * *
Wyszłam na chwilę z Matim, żeby rozprostował nogi i trafiliśmy na pokój, który był jednocześnie pokojem zabaw i stołówką. Stały dwa komputery. Dzieć wyraził chęć pogrania. Ja szczęśliwa, że wyraził chęć na cokolwiek, poleciałam do pielęgniarki z zapytaniem czy komputery czynne.
Oberwalo mi się, że Mati chodzić po korytarzach nie może, bo rotawirus, bo zaraża.
No to wróciliśmy do sali.
10 minut później, ta sama pielęgniarka, w rozmowie z tatą leżącej obok dziewczynki przyznała się, że sama po raz trzeci w ostatnim czasie ma rotawirusa. Ale pracować musi mimo, że ją mdli i ma biegunkę.
Zaraz, zaraz...
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć wyszła.
Pinda jedna no.
* * * *
W sali, w której leżelismy nie było telewizora.
Mateuszkowi tak naprawde było wszystko jedno, bo większość pobytu tak naprawde przespał, ale dziewczynkę obok to rodzice musieli zabawiać na sposoby wszelkie.
Małemu od czasu do czasu poczytałam książeczkę, bo i tak w trakcie zasypiał.
Ale dziewczynka obok domagała sie bajek, piosenek, książeczek itd.
I rodzice spełniali zachcianki dziecka.
Bo przeciez chore.
Najbardziej dziwiłam się, że jak wołała jakieś jedzenie to jej dawali, a potem załamywali ręce jak wymiotowała.
Ja swoje dziecko poiłam wodą, a oni herbatką. Słodzoną!
Jeszcze kilka rzeczy mnie zdziwiło, ale jak to mówią, nie moje małpy, nie mój cyrk
* * * *
Nadeszła pora kolacji. Przeżyłam wstrząs jak zobaczyłam co się na nią składa. Nie wiem co to było, ale wzięłam. Mateuszowi zaproponowałam kromkę chleba z masłem, ale odmówił, więc sama zjadłam z dodatkiem jakiejś ciapy zmielonej, która zapewne miała udawać jakąś pastę.
Po 3:00 zaczęłam wymiotować.
Pielęgniarka dyżurująca zorientowała się i dała mi jakś ochronna tabletkę. Tylko nie wiem co. Lepiej mi sie zrobiło. Tylko nie wiem czy po tabletce czy po wymiotach.
Oczywiście podejrzenie o rotawirusa od razu.
No szlag. Zaraziłam się.
Ale rano jeszcze przez chwilę mnie pomdliło, kolejna wizyta w toalecie i wyraźnie lepiej mi było.
Śniadanie.
Jak weszłam na stołówkę, to aż mnie cofnęło od smrodu jakiejś pseudo pieczeni.
Mati znowu odmówił chleba, ja zjadłam tylko z masłem. Nie ryzykowałam.
* * * *
Znowu przyszła przemądrzała klępa i na szczęście poinformowala, że prawdopodobnie wyjdziemy do domu.
I wyszliśmy.
Na koniec siostra oddziałowa poprosiła by NADAL stosować lekkostrawna dietę.
Ręce i cycki mi opadły.
* * * *
Podsumowując;
Szpital piękny, bo wyremontowany. Szkoda, że przez to wszystko nie wzięłam aparatu, żeby zrobić zdjęcia WC i łazienki, bo naprawdę robią wrażenie. Pozytywne.
Co z tego jednak, kiedy opakowanie ładne, a w środku...szkoda gadać.
Opryskliwe pielęgniarki i jedzenie nie nadające się do jedzenia.
A Mati?
Zważywszy na fakt, że dopadł go rotawirus, to stosunkowo nie przeszedł go najgorzej.
Poza wymiotami pierwszego dnia, to raczej sie skupiło u niego na biegunce, ale i tak z niewielkączęstotliwością.
Większość pobytu przespał, więc gdyby nie pani obok to po prostu bym sie nudziła.
Przez trzy dni nie jadł, więc był bardzo słaby, ale szybko nadrobił zaległości.
Mało pił, więc były potrzebne kroplówki.
Inaczej szybciej bym go do domu zabrała.
* * * *
Żeby nie było to rotawirusa przeszła również Wiktoria.
Ale o tym w następnym poście.
Ale mieliście przeżycia:( Dobrze, że już wszystko w porządku:)
OdpowiedzUsuńA co do szpitala, no cóż, taka nasza polska, smutna rzeczywistość, zawsze mogło być gorzej.
Koszmar, my kilka dni temu wróciliśmy ze szpitala, po 11 dniowym pobycie:/ Pisałam o tym u siebie, realia szpitalne są tragiczne u nas jeszcze szpital w rozsypce wygląda jakby czas się zatrzymał w nim ze 30-40lat temu:/ Anti miał 5 dni biegunkę koszmar, mnie też jednej nocy zmogły wymioty . Życzę Wam duuuuużo zdrowia i spokojnych świąt. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńAch te nasze szpitale albo personel beznadziejny albo warunki.
OdpowiedzUsuńZdrówka życzę i spokojnych świąt Wielkanocy!
Nas też rotawirus dopadł... ale przyniósł go mój synek ze szpitala z oddziału chirurgicznego. Ale ja w przeciwieństwie do Ciebie mam miłe wspomnienia z pobytu w szpitalu, warunki może nie były najlepsze ale kuchnia i personel wspaniali :)
OdpowiedzUsuńdochodźcie do zdrowia w te Święta! Dieta lekkostrawna??? wątpię :)
OdpowiedzUsuńMati dostał łóżko niemowlęce a mój Grzesiu "dorosłe' i bałam się wyjść gdziekolwiek z obawy, że z niego spadnie. Gdyby nie święta bylibyśmy tam jeszcze co najmniej do wtorku. Jeszcze przez trzy dni ma dostawać zastrzyki ale na szczęście przyjeżdża do nas pielęgniarka ze szpitala. Nieciekawie u was w szpitalu - ja wyniosłam całkiem dobre wrażenia.
OdpowiedzUsuńDUŻÓ zdrówka :-)) i wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńJezu, tego się najbardziej boję u dzieci, biegunka, odwodnienie... co przeżyłaś, trochę sobie wyobrażam, ale tylko troch! Szczepiliście małego przeciwko rotawirusom? Zastanawiam się, czy to coś daje w późniejszym wieku. Koniecznie chciałam szczepić i zaszczepiłam wiedząc, co dzieje się w szpitalach każdej zimy, ale to ponoć nie daje całkowitej odporności tylko częściową...
OdpowiedzUsuńHah, aż śmiać się chce, że po raz kolejny służba zdrowia robi dokładnie na odwrót, niż zaleca to pacjentom. Wiadomo, w szpitalu obowiązują procedury, ale pracownicy traktują siebie poza wytycznymi... :P
OdpowiedzUsuń