piątek, 12 sierpnia 2011

Wiktoria ćwiczy

Przez te deszczowe, pochmurne i ogólnie paskudne pogodowo dni, większość energii zużywam na to, żeby w ogóle funkcjonować. Toteż funkcjonowałam na poziomie niezbędnego minimum, ale żeby siąść do komputera i jakąś sensowną notkę na blogu sklecić, sił już nie miałam. Zresztą weny żadnej także.
10 sierpnia byłam z Wikunią na ćwiczeniach. Godzina stawienia się w Centrum Wczesnej Interwencji była wyznaczona na godzinę 8:00. W momencie kiedy miałyśmy wyjść lunęło porządnie, więc stałam jak zahipnotyzowana i z niepokojem patrzyłam w niebo. Spokojnym krokiem do CWI to idzie się od nas 40 minut i tyle czasu nam do 8:00 zostało jak lać zaczęło. M. się wyrwał i zaproponował, że skoczy po służbowy samochód. Spojrzałam jednak na niego wilkiem, bo mógł po niego skoczyć o 6:30 na przykład, a nie prawie w pół do ósmej, kiedy parking znajduje się jakieś 150 m od owego Centrum.
Na szczęście padać przestało, więc wyszłyśmy punkt 7:30. Mądra mamusia, która wypacykowała się na wyjście strzelając sobie mejkap, zakładając spódnicę, będąc posiadaczką takich a nie innych nóg, założyła sobie szpilki, łudząc się, że choć trochę one nogę wyciągnęły i łydkę wyszczupliły. Oczywiście lustro wyszczuplające również mamusię z błędu nie wyprowadziło.I tak w tych szpileczkach, jak kretynka, zasuwałam, ba, prawie biegłam cała drogę by zdążyć. Miałyśmy prawie 3 minuty do wyznaczonej godziny, kiedy zjawiłyśmy sie przed budynkiem, w którym się mieszczą liczne kluby, stowarzyszenia i właśnie to CWI. Weszłam do środka i z wrażenia spódnicę obciągnęłam, bo krótka mi się wydała, ponieważ po remoncie budynku żem prawie Luwr zobaczyła. Pobłądziłyśmy troszkę, więc na miejscu stawiłam się z dzieckiem swym prawie 10 minut spóźniona. Z sympatycznym uśmiechem przeprosiłam za spóźnienie, co spotkało się z zaskoczonymi minami pań za biurkiem. Hmm, nie wiedziałam czy zaskoczone są moją kulturą czy widokiem. Okazało się, ze to drugie, bo nikt małej na owe ćwiczenia nie zapisał!!!!! Dzwoniłam dwa miesiące wcześniej, a jakiś babsztyl nas nie zapisał!!!! No w momencie szlag mnie trafił!!!! Na szczęście zanim wybuchłam kierowniczka, widząc moją minę, zareagowała odpowiednio i osobiście poćwiczyła z małą. Tyle, że trwało to jakieś 10 minut, bo stwierdziła, że ona nie wie co ma z Wiktorią ćwiczyć, bo według niej rozwija się prawidłowo i potrzeby ćwiczeń nie widzi. No cóż, lekarz małą skierował na ćwiczenia dwa miesiące wcześniej, przez ten czas dzień w dzień ja z nią ćwiczę, więc....Zresztą narzekać nie zamierzam, ważne, że się prawidłowo rozwija. Pani powiedziała, żebyśmy jeszcze ze dwa razy przyszły, ale to raczej tak pro forma.
Żałowałam, że przez ten pośpiech, deszcz i nerwy nie wzięłam aparatu, bo Wika na piłce wyglądała świetnie.
Następnym razem nie zapomnę i może mi się nawet uda pstryknąć parę fotek wnętrza budynku, który naprawdę zrobił na mnie wrażenie.


3 komentarze:

  1. oj ta pogoda potrafi wykończyć. u mnie znowu dzisiaj gorąco i parno, nie da się żyć :/ pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. instytucje są straszne, brak kompetencji i bałagan mnie też wkurzają, ale dobrze że malutkiej ćwiczenia jednak nie potrzebne

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny blog! Zapraszam na mój: http://officialalice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania