Żeby wątpliwości nie było, to chodzi o mnie. Wyszłyśmy z mamą z dwójką dzieci, a że mama po drodze załapała nerwa na mnie, to się dla spokojności dzieci rozdzieliłyśmy. Babcia z wnukiem poszła na plac zabaw, a mnie się do JYSK-a zachciało, bo uznałam, ze mi koszyki potrzebne. Autobus zwiał, więc skazana byłam na wędrówkę pieszą, bo musiałam dziś mieć te koszyki i koniec.
Doszłam do skrzyżowania, z którego do wyboru miałam dwie drogi, w prawo lub w lewo. Najczęściej chodzę tą w prawo, ale dziś dla odmiany poszłam w lewo. Obie są przy ruchliwych ulicach, więc tak naprawdę kierunek był bez znaczenia, bo odległość chyba tez podobna.
Po kilku dniach pobytu w domu, wyrwałam się wreszcie na świat zewnętrzny i dziarsko maszerowałam. A droga niekrótka. Zbliżałam się do skrzyżowania, gdzie powinnam skręcić w prawo i prościutko do sklepu. Nagle...ups...droga rozkopana, rozryta...jednym słowem nie ma szans by z wózkiem przejść. Trzeba mi iść kilkaset metrów dalej. No to poszłam...a tam całkiem podobnie, choć teoretycznie lepiej, bo ruch kołowy się odbywał. Miałam do wyboru, spróbować podejść bezpiecznie z wózkiem jak najbliżej i sprawdzić czy się da przejść, albo się cofnąć, ale wtedy z zakupów nici, bo okręgu robić mi się nie chciało, ponieważ odległość dla nóg znaczna. Zdecydowałam sprawdzić, a przy najmniejszym zagrożeniu cofnąć się.
Zatem ruszyłam w drogę, ba, nawet na kawałek chodnika trafiłam, po czym stanęłam, bo jawiły mnie się dwie drogi. Jedna, gdzie odbywał się żmudny i powolny ruch pojazdów i druga, gdzie w niedalekiej odległości roboty drogowe się odbywały. Niewiele myśląc poszłam tą nieuczęszczaną, gdzie dotarłam do robotników, wśród których był jeden z wyższej półki. nie wiem czy brygadzista czy jeszcze wyżej. Problem przedstawiłam i pomogli. Maszyny stanęły i przepuścili mnie. Bezpiecznie dotarłyśmy z Wikunią tam gdzie dotrzeć mama zamierzała. Oczywiście komentarzy troszkę się nasłuchałam, że wybrałam się z wózkiem na tor przeszkód. Faktycznie, małą w wózku trochę wybujało, ale co ciekawe spała w najlepsze nieświadoma co się wokół niej dzieje. Gorzej, ze o świeżym powietrzu to nawet mowy nie było. Trzeba było mi w parku na następny autobus poczekać, ale ja niestety z tych niecierpliwych jestem. Inna rzecz, że naprawdę miałam ochotę przejść się. Trzeba było mi jednak wybrać tradycyjna drogę, w prawo.
Jak szłam przed ciążą na L-4 to roboty drogowe (budują u nas obwodnicę) były w tzw. lesie. Przez mózg mi nie przeszło, że oni już tam są, bo inaczej w życiu tamtędy bym się nie wybrała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zawsze chętnie przeczytamy co mają do napisania inne mamy :) Zapraszamy do komentowania